sobota, 15 października 2016

Rozdział 6.

Teraz "Why your forever last shorter than mine?" również na Wattpad! :)
~*~
Justin's POV 

-Justin, Justin obudź się.-jęczę z niezadowoleniem w poduszkę, zamykając szczelnie powieki, aby powrócić z powrotem do miejsca, w którym bez skrupułów mogę nazywać Arianę moją i tylko moją. Jednak osoba, która postanowiła mnie obudzić w środku nocy, miała zupełnie inne plany niż ja.-Jeżeli za pięć sekund nie otworzysz oczu, ty mały kutafonie, to Ci panna z domu ucieknie.-lecz tym zdaniem skutecznie mnie rozbudziła.

-O kim Ty mówisz?-pytam Andrew, obracając się z brzucha na plecy, unosząc przy tym zaspany wzrok na jego twarz. 

-Wstaniesz to się przekonasz.-stwierdza, zanim opuszcza progi mojej tymczasowej sypialni, pozostawiając mnie sam na sam z natłokiem myśli krążącym po wnętrzu głowy. 

Kto do cholery przychodzi w odwiedziny przed 10 rano? Czy oni nie wiedzą, że normalni ludzie o tej godzinie jeszcze śpią?! Narzekając i wyklinając pod nosem na osobę, która postanowiła wpaść w odwiedziny o nieludzkiej porze, wstaję z łóżka, sięgając po leżące na podłodze dresy z wczorajszego wieczoru. Nasuwam je na nogi oraz pośladki, nie kłopocząc się z poszukiwaniem koszulki. 

Połowicznie ubrany, opuszczam progi pokoju należącego tymczasowo do mnie, starając się wyłapać jakiekolwiek dźwięk wydany przez naszego gościa, lecz nie udaje mi się to. Schodzę po schodach, skręcając wprost do salonu. Osoba, którą tam zastałem była ostatnia na liście "Osób, których spodziewałem się w moim miejscu zamieszkania". 

-Selena?-pytam, nie mogąc wyjść ze zdumienia, które zawładnęło moim ciałem od sekundy, w której ujrzałem ją siedzącą bokiem do mnie oraz popijającą wodę mineralną z cytryną ze szklanki. 

Brunetka unosi swój smutny wzrok na moją osobę, przez co z trudem przełykam ślinę. Jej oczy są tak podobne do oczu Ariany, że aż trudem odciągam od nich wzrok. Wygląda dziś... zniewalająco. Jej rzadkie, sięgające do ramion włosy są dziś lekko nastroszone. Ma na sobie bardzo naturalny, minimalistyczny makijaż, który tylko podkreśla jej teksańską urodę. Ubrana jest w biały T-shirt w czarne, cienkie paski z logiem Adidasa, którą związaną ma w supeł u dołu, czarne legginsy oraz całe czarne Nike Roshe Run. Muszę przyznać, że jest bardzo ładną kobietą. Aż za bardzo... 

-Tak bardzo przepraszam Justin, ja, ja... Nie wiedziałam, że to się stanie jak wstawię to zdjęcie!-mówi łamiącym się głosem. 

-Co? O jakie zdjęcie chodzi Selena?-pytam lekko poddenerwowany. Chyba wszyscy pamiętamy nasze ostatnie spotkanie... Cóż, przynajmniej jego początek, ponieważ późniejszych z późniejszych godzin niewiele pamiętam. Mogliśmy zrobić wtedy wszystko. Dosłownie wszystko

-To Ty nic nie wiesz?-pyta zdziwiona moim brakiem niewiedzy na temat owego zdjęcia, które opublikowała. Kręcę przecząco głową na potwierdzenie jej słów, na co, z cichym wypuszczeniem powietrza spomiędzy warg, wyjmuje telefon, coś w nim wyszukując.-Naprawdę przepraszam.-szepcze skruszonym głosem, podając telefon w moim kierunku. 

Odbieram go z jej delikatnych, kobiecych dłoni, uważnie przyglądając się tytułowi na jednym z portali plotkarskich. "Znamy tożsamość tajemniczego przyjaciela Ariany Grande! Czy nie leci on przypadkiem na dwa fronty?". Przesuwam kciukiem po ekranie smartfona, czytając dalszą część artykułu. Jest tam wspomniane moje imię i nazwisko oraz wiek. Podobno została opisana moja relacja z Arianą, ale również i z Seleną. Jest wspomniane, że byłem obecny podczas imprezy ucztującej ukończenie albumu tej drugiej oraz parę informacji wyssanych prosto z palca. Na samym końcu widnieje zrzut ekranu profilu Instagrama Seleny, gdzie na zdjęciu jestem ja z nią oraz Andrew. 

Oddaję brunetce własność należącą do niej, przetwarzając wszystko na spokojnie. Nie jestem już anonimowy. Ludzie mają dostęp do moich danych osobowych. Prawdopodobnie straciłem życie prywatne, ponieważ każdy mój ruch będzie teraz monitorowany przez paparazzi. Na głowie będę miał fanki i jednej, i drugiej piosenkarki, i to tylko dlatego, iż osoba przebywająca ze mną w tym samym pomieszczeniu wstawiała na Instagrama jedno zdjęcie, oznaczając mnie na nim. Ale czy mam jej to za złe? Czy potrafię się na nią gniewać? 

-Selena...-zaczynam nadzwyczaj spokojnym tonem głosem, podchodząc do fotela, na którym wciąż siedzi skruszona, młoda kobieta. Kucam przy jej boku, kładąc swoją dłoń na niej, delikatnie ją ściskając, aby dodać otuchy młodej kobiecie.-Nie jestem na Ciebie zły.-stwierdzam, przez co unosi swój zaskoczony wzrok na moją osobę.

-Naprawdę?-pyta dla upewnienia, na co przytakuję, powodując szeroki uśmiech na jej twarzy. Mimowolnie widząc go, sam się uśmiecham. 

-Może masz ochotę zostać? Obejrzymy jakiś film lub coś...-proponuję nieśmiało. 

-Bardzo chętnie.-przyjmuje moje zaproszenie z uroczym, dziewczęcym uśmiechem, na którego widok moje serce zaczyna bić ze zdwojoną siłą...

*** 

Ariana's POV 

Od samego rana zbieram się do napisania wiadomości do Justina z prośbą o spotkanie, lecz przez cały ten czas daleko mi do wykonania tego kroku. Ricky, gdy tylko zobaczył artykuły oraz zdjęcia, zrobił mi godzinny wykład, przez co poczułam się znacznie gorzej niż przedtem. Wiem, że muszę to skończyć. Nie tylko ze względu na moją reputację, lecz również ze względu na Justina. Co ja sobie myślałam, wykorzystując go w tak podły sposób? 

Gdy w końcu zbieram w sobie odwagę, aby do niego napisać, on mnie wyręcza. 

Od: Justin 
"Musimy porozmawiać." 

Odpisuję mu, że również tak uważam i, że jestem otwarta na wszelakie propozycje z jego strony. Ostatecznie umawiamy się na godzinę 17, u mnie w domu. 

Przez resztę dnia, która dzieli mnie do takowej godziny, kręcę się bezczynnie po całym domu, pod nosem ciągle powtarzając nowo wymyślone zwroty, którymi będę się posługiwać w rozmowie z Justinem. A przynajmniej taki jest zamiar. 

Godzina 17 wybija znacznie szybciej niż bym chciała. Justin jako nad wyraz punktualny gość, puka do drzwi zaledwie parę sekund po wybiciu umówionej godziny. 

-Cześć.-mówię szeptem na powitanie, robiąc mu miejsce w przejściu. 

Odpowiada mi skinieniem głowy, co nie zapowiada się zbyt dobrze. Wypuszczam powoli powietrze przez uchylone wargi, zamykając drzwi wejściowe po wejściu mojego gościa do wnętrza domu. Proponuję mu coś do jedzenia lub picia, lecz odmawia, przez co zostaje mi wyłącznie zaprowadzenie go do salonu, gdzie najlepiej będzie się nam rozmawiać. Zajmujemy miejsca naprzeciw siebie, przez co dzieli nas wyłącznie szklany stoliczek do kawy. 

-Więc...-zaczynamy w tym samym momencie i urywamy również w tej samej chwili.

-Ty pierwszy.-proponuję, unosząc delikatnie kąciki warg. 

Chłopak walczy chwilę sam ze sobą. Otwiera i zamyka usta, lecz nic z nich nie wypływa oprócz cichego jąkania. Mimo to nie zmieniam zdania i cierpliwie czekam na to, co ma mi do powiedzenia. 

-Wiesz, myślałem o tym wszystkim... O tym, że moja tożsamość jest już wszystkim znana, że już nie jestem Twoim anonimowym przyjacielem, tylko Justinem Bieberem, chłopakiem, który obraca dwie gwiazdy na raz... I doszedłem do wniosku, że chyba najlepiej będzie jak to przerwiemy. Wiesz, Ty masz chłopaka, ja... Ja... Nie chcę psuć Twojej reputacji. Chcę, żebyś była szczęśliwa, spełniła swoje największe marzenie. Teraz nie potrzebujesz mnie już u swojego boku. To będzie najlepsze rozwiązanie tej sytuacji. 

Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Oczywiście, również chciałam to wszystko zakończyć, lecz nie przypuszczałam, że to właśnie Justin wszystko przerwie, a nie ja. Słucham jego wypowiedzi z zapartym tchem, czując jak moje serce rozrywa się na coraz to mniejsze kawałki. Czy to ma być nasz ostateczny koniec? Czy to musi tak okropnie boleć? 

-Co o tym sądzisz?-pyta nieśmiało, gdy po paru minutach wciąż pozostawiam jego wypowiedź bez komentarza. 

-Myślę...-urywam, bijąc się ze swoim sumieniem, które nie chce pozwolić na nasz koniec w taki sposób.-Myślę, że to dobry pomysł.-mówię w końcu, sztucznie unosząc kąciki warg, czując zbierające się pod powiekami łzy. 

Chłopak wymusza w sobie minimalistyczny uśmiech, powoli unosząc się z kanapy. Podążam wzrokiem za jego prostującą się sylwetką, dusząc w sobie cichy szloch. Ciemny blondyn cicho odchrząkuje, przejeżdżając wzrokiem po całym pomieszczeniu, w którym przebywamy. Ach, więc to ta chwila... 

Z trudem unoszę się na proste nogi, czując jak kolana odmawiają mi posłuszeństwa, kiwając się na boki niczym galaretka. Patrzę głęboko w oczy chłopaka stojącego naprzeciwko, po drugiej stronie stolika, nawet nie oddychając. To on wykonuje pierwszy krok, przechodząc na moją stronę, zatrzymując się zaledwie parę kroków przede mną. Uchylam wargi, gdy jego dłoń dotyka mojego policzka, ledwie co gładząc go opuszkami palców. Przez brak szpilek na moich nogach jestem niższa o głowę od mojego towarzysza, przez co muszę unieść podbródek, aby móc spojrzeć w jego oczy. Nie spuszcza on wzroku z moich oczu, co chwilę nawilżając wargi. 

Zarzucam ramiona na jego barki, szczelnie obejmując nimi kark Justina. Teraz nie ma między nami ani milimetra przerwy. Czoło Justina delikatnie opada na moje, zbliżając nasze twarze ku sobie. Czuję ciepły oddech chłopaka na czubku swojego nosa oraz początku górnej wargi. Zamykam szczelnie powieki, uchylając usta. Jako pierwsza posuwam się o krok do przodu, kładąc swoje wargi na wargach blondyna, zasysając jego dolną wargę między swoimi. 

Nie muszę długo czekać na odpowiedź ze strony Biebera, który niemal natychmiast oddaje mój pocałunek. Całujemy się powoli, bez pośpiechu, czerpiąc jak najwięcej przyjemności z tych ostatnich wspólnych chwil. Z trudem pozostawiam ostatni pocałunek na wargach Justina, odsuwając się powoli od jego twarzy. 

-Muszę już iść.-szepcze, tym samym niszcząc doszczętnie stworzony przed chwilą nastrój. 

Przytakuję na jego słowa, cofając się parę kroków w tył, tworząc między nami parunasto centymetrową odległość. Zaczyna kierować się w stronę wyjścia z salonu, a ja podążam parę kroków za nim. Dochodzimy do przedpokoju, gdzie blondyn zabiera się za ubieranie obuwia. Następnie nadchodzi czas ostatecznego pożegnania. Nie wstydząc się, przyciągam go do szczelnego, mocnego uścisku, życząc mu jak najlepiej. 

-To...-zaczyna niepewnie Bieber, gdy stoi już przy drzwiach, trzymając za klamkę.-Pa Ariana.-mówi ze smutnym uśmiechem, otwierając drzwi i wychodząc po ich drugiej stronie. 

Macham do niego na pożegnanie, a w następnej sekundzie zamiast jego ciała patrzę na zamknięte za nim drzwi. 

-Żegnaj Justinie. Zawsze będę Cię kochać.

I tak właśnie skończyła się moja historia z Justinem Bieberem...
~*~
Ktoś tęsknił za Seleną? ;)
Myślę nad całkowitym przeniesieniem tego opowiadania na Wattpad! 

piątek, 14 października 2016

WATTPAD

Hej wszystkim!
Przybywam do Was z pewną wiadomością... "Why your forever last shorter than mine?" można znaleźć również na Wattpad! Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych!
Rozdział jest już niemal napisany, do poniedziałku powinien się pojawić :)

poniedziałek, 26 września 2016

Rozdział 5.

Ariana's POV 

Do: Justin 
"Hej przyjacielu, masz dziś czas?" 

Chwilę zastanawiam się nad wysłaniem tej wiadomości do Justina, lecz ostatecznie klikam "Wyślij", a wiadomość ląduje u niego w telefonie. Powoli odkładam telefon przed siebie, uważnie przypatrując się czarnemu ekranowi telefonu bez choćby mrugnięcia. Czuję jak moje serce bije z każdą sekundą coraz szybciej i głośniej. Gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego, ekran rozjaśnia się, a muzyka charakterystyczna dla przychodzącej wiadomość roznosi się po całym pokoju. Szybko biorę telefon w dłonie, odblokowując go i wchodząc w wiadomości. 

Od: Justin 
"Hej przyjacielu płci pięknej! Dla Ciebie zawsze mogę mieć czas, a co?
Stęskniłaś się? 😉"

Mimowolnie unoszę kąciki warg, kręcąc z rozbawieniem głową. Lecz moja radość szybko przemija, gdy przypominam sobie dlaczego napisałam do ciemnego blondyna. Czuję się źle z myślą, iż tak wykorzystam jego osobę, lecz muszę jakkolwiek uratować swój tyłek i wizerunek.

Do: Justin
"Nie zapędzaj się tak kolego. Po prostu się nudzę, Ricky wyjechał do rodziny, a Ty byłeś pierwszą osobą, o której pomyślałam. Przyjadę po Ciebie około 12, pasuje? Tylko wyślij mi adres 😉"


Sekundę później miałam obecny adres chłopaka zapisany w notatkach. Usunęłam całą naszą konwersację, tak dla pewności, i z westchnięciem zaczęłam zbierać się do wstania z łóżka w ramach
przygotowań do popołudniowego spotkania z blondynem... 

*** 

Justin's POV 

Muszę przyznać, iż byłem mocno zaskoczony, gdy dzisiejszego ranka obudziła mnie wiadomość od nikogo innego jak od samej Ariany Grande i to jeszcze z taką, a nie inną treścią. Zaskoczenie szybko zmieniło się w niewyobrażalne szczęście, które nie opuszcza mojego ciała aż do teraz. Już od samego rana dokładnie przygotowuję się na nasze spotkanie, chcąc wyglądać przynajmniej w połowie dobrze tak jak ona wygląda za każdym razem, aby nie przynieść jej wstydu, gdybyśmy wpadli na pomysł, aby gdzieś wspólnie wyjść. 

Na szczęście Andrew miał dziś jakąś sesję, co dało mi wolną rękę do pożyczenia sobie z jego szafy markowego, ciemno granatowego polo od Tommiego Hilfigera oraz użycia perfum od Paco Rabanne One Million. Resztę dzisiejszego stroju dobrałem u siebie w szafie- czarne spodenki do kolan, tego samego koloru bokserki od Calvina Kleina, czarne, krótkie skarpetki oraz Vansy pod kolor koszulki. Grzywkę ułożyłem za pomocą specjalnej gumy o przyjemnym, męskim zapachu, a lewy nadgarstek ozdobiłem niezłą, złotą podróbą Rolexa. 

Jestem gotowy idealnie siedem minut przed dwunastą, dlatego postanawiam nie zwlekać i już teraz zejść na dół, aby poczekać na powietrzu na Arianę. Powiedzieć, że jestem podekscytowany, jest niedopowiedzeniem. Jestem więcej niż podekscytowany, jestem podniecony tym spotykaniem, oczywiście bez podtekstu erotycznego. Szeroki uśmiech nie schodzi z moich ust, gdy opuszczam progi klimatyzowanej windy, wychodząc na chłodny hol apartamentowca. Witam się radośnie z portierem budynku, który zmieszany odpowiada niewyraźne "Dzień dobry, miłego dnia". Nie przejmując się jego zachowaniem, wychodzę na duszne, kalifornijskie powietrze, z błogością wciągając zanieczyszczone powietrze przez nozdrza. 

Punktualnie o dwunastej przy krawężniku zatrzymuje się czarny, terenowy Chevrolet o przyciemnianych, niemal czarnych szybach. Jedna z nich opada w dół, ukazując tym samym moją kruszynkę, uśmiechniętą od ucha do ucha, która zachęca mnie gestem dłoni do wejścia do wnętrza samochodu, ponownie znikając za zamkniętą szybą. Zeskakuję co drugi schodek, otwierając drzwi od tylnego wejścia, zajmując wolne miejsce na skórzanej kanapie.

-Witaj przyjacielu, gotowy na niezapomnianą zabawę?-pyta z radosnym uśmiechem, przybliżając się do mnie. 

Przenoszę swój wzrok na jej osobę, krztusząc się powietrzem, gdy widzę jak dziś wygląda. Ubrana jest w czarną, krótką koszulkę na ramiączkach z koronkową naszywką, białą spódnicę z czarnymi wykończeniami u góry i u dołu oraz jeszcze jednym parę centymetrów na dolnym pasem oraz czarne, zamszowe obcasy. Jej szyję zdobi perłowy naszyjnik, a uszy kolczyki do kompletu. Do tego złota, luźna bransoletka na prawym nadgarstku oraz śnieżnobiałe paznokcie. Wygląda zjawisko, zresztą jak zawsze. 

-Jak nigdy dotąd-odpowiadam z lekkim jąkaniem, przełykając zebraną w ustach ślinę przez ściśnięte gardło. 

*** 

Ariana's POV 

Kiedy ujrzałam go takiego szczęśliwego, czekającego na mnie u szczytu schodów prowadzących do eleganckiego apartamentowca, poczułam się bardzo źle, lecz musiałam skryć to pod maską sztucznego uśmiechu, aby nie wyglądać podejrzanie w jego oczach. Muszę przyznać, że moje serce biło jak jeszcze nigdy dotąd, gdy zajął miejsce w samochodzie, a zapach moich ulubionych męskich perfum spoczywający na jego skórze przejął całe powietrze w pojeździe. Wygląda dziś tak dobrze, a pachnie jeszcze lepiej, tak, że to powinno być aż zakazane. 

-Starbucks? Czy to na pewno dobre rozwiązanie?-pyta zmieszany, gdy mój kierowca parkuje na najbliższym miejscu parkingowym nieopodal wejścia do kawiarni. 

Opuszczam swoją dłoń na jego, przysuwając się odrobinę bliżej jego spiętego ciała, nie spuszczając wzroku z szeroko otworzonych oczu chłopaka. Unoszę kąciki warg, widząc, jak w dalszym ciągu na mnie reaguje. 

-Uwierz mi, będzie dobrze. Chcę tylko napić się kawy z moim przyjacielem-przekonuję go, w dalszym ciągu delikatnie się uśmiechając, tak, jak lubił to najbardziej, gdy jeszcze byliśmy ze sobą blisko. 

Ulega mi, na co mój uśmiech poszerza się, a palce niewinnie splątują się z jego. Pukam cicho w szybę, dając znak kierowcy, że jesteśmy już gotowi do opuszczenia pojazdu. Otwiera dla naszej dwójki drzwi, za którymi czekają już wynajęci przez Jennifer paparazzi, którzy od razu biorą się do roboty. Popycham delikatnie Justina ku wyjściu, ponieważ odkąd tylko ich zobaczył znieruchomiał. 

-Jeżeli przeszkadzają Ci flesze spuść podbródek-radzę mu szeptem zanim jeszcze opuszczamy wnętrze pojazdu. 

Gdy tylko wychodzi na chodnik, spuszcza jak najniżej podbródek, ponieważ błyski fleszy stają się jeszcze bardziej natarczywe. Dwójka moich ochroniarzy od razu się nim zajmuje, zaczynając przedzierać się pomiędzy ludźmi z aparatami, w tym samym czasie chroniąc Justina, aby nie zrobili mu krzywdy. Wychodzę dopiero, gdy oni bezpiecznie dochodzą do celu i ochroniarze wracają po mnie. Dumnie kroczę w stronę wejścia do kawiarni zaraz za plecami moich "goryli", uśmiechając się kpiąco pod nosem. 

-Ariana kim jest ten chłopak?! Spotykacie się?!-krzyczy jeden z fotoreporterów, na co spoglądam w jego kierunku. 

-Jesteśmy przyjaciółmi-wyznaję tuż przed drzwiami kawiarni, przez co ich nawoływania są jeszcze głośniejsze, lecz urywają się, gdy tylko drzwi od kawiarni zamykają się za moimi plecami. 

Wzdycham pod nosem z ulgą, poprawiając dla pewności swoją fryzurę, zanim rozglądam się za swoim przyjacielem płci brzydkiej. Odnajduję go stojącego już niemal na początku kolejki prowadzącej do kasy, więc zaczynam iść w jego kierunku. Kątem oka widzę, że moja obecność wzbudza sensację wśród niektórych klientów, a gdy tylko staję u boku Justina, opierając się o jego ramię, niemal wszyscy nastolatkowie w kawiarni wyjmują potajemnie telefony, zaczynając robić nam zdjęcia. 

-Witamy w Starbucks, co podać?-pyta znużonym tonem blondynka stojąca za kasą, poprawiając okulary kujonki na czubku nosa, nawet nie racząc nas spojrzeniem. 

-Ja poproszę Iced Vanilla Latte z mlekiem sojowym, a Ty co chcesz Jay?-pytam go ze słodkim uśmiechem, gładząc opuszkami palców coraz to bardziej spięte mięśnie ramion. 

-Ja wezmę Caramel Crème Frappuccino-zamawia lekko spiętym tonem, pod koniec cicho odchrząkując. 

Blondynka zza lady w końcu obdarza nas swoim znudzonym spojrzeniem, które w chwili, gdy zauważa nas po drugiej stronie, diametralnie się zmienia. Szeroko otwiera powieki i tak samo szeroko uchyla wargi, wstrzymując przepływ powietrza do jej płuc. Uśmiecham się do niej dziewczęco, czując jak moja samoocena wzrasta o następne pięć punktów. Drżącym z emocji głosem pyta o nasze imiona, a następnie zapisuje je na plastikowych kubeczkach równie drżącymi dłońmi. Po zapłaceniu przez nas rachunku, informuje, że nasze zamówienie powinno być gotowe za parę chwil, dlatego odchodzimy od kasy, dając innym możliwość zamówienia swoich przysmaków. 

-Chodź, znajdziemy jakieś wolne miejsce-proponuję swojemu towarzyszowi, który widocznie nie czuje się zbyt zręcznie w tej sytuacji. 

-A nasze kawy?-pyta, gdy zaczynam ciągnąć go za dłoń w kierunku wolnego siedzenia w krańcu kawiarni. 

-Ochrona się tym zajmie-stwierdzam, jakby to było oczywiste, zajmując miejsce na jednej z kanap przy prostokątnym stole. 

Kiedy nadal stoi przy kanapie naprzeciwko mojej, nie spuszczając ze mnie natarczywego spojrzenia, klepię delikatnie blat stołu po drugiej stronie, bliżej niego, uśmiechając się zachęcająco. Wyrwany jakby ze snu, rzuca się na siedzisko naprzeciw mojego, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. Mój wzrok ani na sekundę nie opuszcza jego postury, co najwidoczniej go stresuje- cały czas zaciska mocno szczękę, czasem nawet zapomina wziąć oddechu, co jest w sumie słodkie i niezdarne z jego strony. 

-Wasze kawy-George, szef moich ochroniarzy, goryl numer jeden jak lubię go nazywać, stawia na naszym stoliku plastikowe kubki z zimnymi cieczami, a następnie odchodzi do stolika, przy którym siedzą jego kumple i od czasu do czasu sprawdzają teren swoimi przenikliwymi spojrzeniami. 

Biorę drobny łyk swojego napoju przez zieloną słomkę, obserwując jak mój towarzysz nieśmiało bierze mały łyk swojego napoju, patrząc na niego od góry. Ta niezręczna cisza powoli zaczyna mnie przytłaczać. Niegdyś buzie nie zamykały nam się ani na sekundę, cały czas mieliśmy sobie coś do przekazania... A teraz trudno nam jest nawet złapać kontakt wzrokowy? Co jest z nami nie tak?! 

-P-przepraszam-przenoszę wzrok, który przez cały czas miałam wbity w mojego przyjaciela, na parę lat starszą ode mnie kobietę, która kurczowo trzyma za małą dłoń dziewczynki, której błękitne oczy nie spuszczają mojej osoby ani na sekundę.-Moja córeczka uwielbia pani piosenki, czy mogę zrobić wam zdjęcie?-pyta skromnie, na co uśmiecham się tak szeroko, jak tylko potrafię. 

-Oczywiście, z chęcią zrobimy sobie z pani córką zdjęcie!-odpowiadam przekonująco, wyciągając ramiona do małej kluseczki, która puszcza dłoń swojej mamusi, wyciągając ramiona w moim kierunku. 

Wciągam ją na swoje kolana, mówiąc radośnie "Cześć", na co uśmiecha się uśmiechem z niepełnym uzębieniem, cicho piszcząc z radości. Pochylam się nad nią, kładąc podbródek na jej ramieniu, głowę zbliżając jak najbliżej jej. Kątem oka spostrzegam lekko zawstydzonego tą sytuacją Justina, który wolno popija swoje zamówienie. 

-Dołącz do nas-proszę go, przez co zaczyna krztusić się akurat przełykanym napojem, otwierając przy tym szeroko powieki. 

-Ja?-pyta dla upewnienia, na co potakuję z drobnym uśmiechem. 

Niepewnie wstaje ze swojego miejsca, podchodząc do kanapy, na której siedzę razem z małą dziewczynką. Kuca przy moich nogach, chwytając dla bezpieczeństwa za moje nagie kolano, niemrawo unosząc kąciki warg ku górze. Uśmiecham się najszerzej jak potrafię, patrząc w stronę aparatu mamy dziewczynki, która wykonuje nam serię zdjęć. 

-Dziękuję, to naprawdę wiele dla nas znaczy-komunikuje mama, zabierając swoje dziecko z moich kolan. 

Macham im na pożegnanie, przesyłając buziaka w stronę zawstydzonej śliczności, która stara się skryć za ręką swojej mamy. Przenoszę wzrok z powrotem na Justina, który powrócił na swoje miejsce oraz zajął się dalszą konsumpcją swojego napoju. Nie wygląda na zadowolonego. 

-Hej-zagaduję cicho, kładąc dłoń na jego dłoni. Spogląda na mnie lekko przybity.-Przecież nikt nie dowie się kim tak naprawdę jesteś... 

*** 

Zamykam za sobą drzwi wejściowe, wzdychając z ulgą, gdy wysokie szpilki, które tkwiły na moich stopach cały dzień, w końcu z nich zniknęły, a moje bose stopy powitał chłód kafelek. Radosny uśmiech nie znika z mojej twarzy odkąd tylko pożegnałam się z Justinem po raz ostatni tego wieczoru. Po incydencie z małą dziewczynką i jej mamą oraz poważnej rozmowie na ten temat, Justin przyjął to już bardziej "na luzie" i nawet sam dołączał do zdjęć, które wykonywałam sobie z fanami. W drodze powrotnej do mojego i Rickiego domu przejrzałam Twittera, gdzie odnalazłam mnóstwo komentarzy na temat mój i Justina. Zazwyczaj były to Tweety osób, które widziały nas osobiście i pisały jak my to nie wyglądamy razem uroczo bądź jakimi to my nie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. 

Wykonałam screena jednego z takowych Tweetów i wysłałam je do Jennifer, podpisując "O takie coś Ci chodziło?", lecz do teraz nie uzyskałam od niej odpowiedzi. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy i wziąć odprężającą kąpiel po całym dniu. Już w drodze do łazienki zaczynam zdejmować z siebie ubrania, a gdy staję w progu pomieszczenia, pozostaję całkowicie naga, taka, jaką stworzył mnie Bóg. Odkręcam złote pokrętło, wpuszczając do zakorkowanej wanny gorącą wodę oraz wrzucając kulkę do kąpieli o zapachu lawendy, dzięki której woda zamienia ubarwienie na jasny fiolet, a w powietrzu unosi się zapach kwiatu lawendy. Tak, tego mi właśnie potrzeba... 

*** 

Po odprężającej kąpieli, która trwała około pół godziny, opuszczam progi łazienki owinięta wyłącznie w puszysty, beżowy ręcznik. Kieruję swe kroki w kierunku sypialni, którą dzielę ze swoim chłopakiem. Zastaję tam pustkę i ciszę jak w reszcie pomieszczeń w tym domu. Zapalam diamentowy żyrandol, który zdobi smutny, biały sufit. Jasność nastaje w całym pomieszczeniu, dzięki czemu wiem już co i jak. Na sam początek przebieram się w rzeczy do spania, takie jak satynowa koszulka na ramiączka oraz zwykłe, materiałowe figi, a następnie rzucam się ze zmęczenia na sam środek łoża małżeńskiego. Zanim wchodzę pod kołdrę, sięgam po swój telefon, aby upewnić się, że nic przez ten czas się nie wydarzyło. Lecz niestety jak zwykle, poszło nie po mojej myśli... 

Od: Jennifer 
"No to mamy przechlapane." 
Oraz dołączony screen profilu Seleny Gomez na Instagramie, gdzie na zdjęciu widnieje ona w towarzystwie Andrew oraz Justina, między ich dwójką, obejmując ich karki, podczas gdy oni obejmują jej talię. 

I to nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że oznaczyła ich dwójkę, tym samym zdradzając ich tożsamość...
~*~
Proszę o komentarze, aby jakkolwiek zmotywować do dalszego pisania! 

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 4. + PRZEPROSINY

Justin's POV 

Jasne, dzienne światło padające przez duże okiennice do wnętrza pomieszczenia, w tym wprost na mój prawy profil, powoduje, iż dalsze spełnianie marzeń w przepięknym śnie jest niemożliwe. Jęczę w puszystą poduszkę, gdy niesamowity ból rozprzestrzeniania się na całej powierzchni mojej głowy. Suchość w gardle wyłącznie upewnia mnie w tym, iż jest to kac... A jak to powiadają "Kac morderca nie ma serca". Och, zdecydowanie się z tym zgadzam... 

Biorę głęboki wdech, marszcząc brwi, gdy wyczuwam nieznany mi dotąd zapach proszku do prania, którym pachnie poszewka poduszki, na której spoczywa moja głowa. Otwieram gwałtownie powieki, od razu tego żałując przez palące słońce padające wprost na nieprzygotowane na to gałki oczne. Z powrotem zamykam oczy, licząc w głowie do dziesięciu, a następnie ponawiam próbę otworzenia oczu, tym razem z pozytywnym zakończeniem. 

Od razu w oczy rzuca mi się kolor ścian. Są one pomalowane na kolor café latte. Następnie duże, trzyskrzydłowe okno z widokiem na odległe Los Angeles, zieleń oraz piaszczyste pagórki. Powoli przewracam się z brzucha na plecy, zauważając, iż leżę na królewskich rozmiarów łożu, okryty do połowy śnieżnobiałą kołdrą. Do tego leżę również pół nagi, wyłącznie w bokserkach. Okej, co się wczoraj wydarzyło i co to za miejsce?! 

Czuję nagły skręt żołądka, a wcześniej spożyty alkohol z powrotem wraca do mojego przełyku. Zakrywam dłonią wargi, panicznie rozglądając się za czymś, gdzie spokojnie będę mógł opróżnić swój żołądek, lecz nic takiego nie rzuca mi się w oczy, przez co po prostu wychylam twarz poza brzeg łóżka, na podłodze znajdując dużą miskę na pranie, w której parę sekund później ląduje wczorajszy alkohol oraz jedzenie. Wymęczony naturalnym czyszczeniem zawartości żołądka, ponownie pokładam się płasko na plecach, patrząc w śnieżnobiały sufit, który skąpany jest w promieniach słonecznych. 

-Oczywiście, idź i gładź jego plecy, gdy będzie wymiotował na Twoją ulubioną pościel, życzę miłej zabawy!-patrzę w kierunku wysokich, dwuskrzydłowych drzwi pomalowanych białą farbą, ze złotymi klamkami, gdy zgłuszony krzyk dociera do moich uszu. 

Chwilę później klamka powoli opada pod naciskiem osoby po drugiej stronie drzwi, która również delikatnie pcha drzwi do wnętrza pomieszczenia, w którym się znajduję. Przez uchylony skrawek mogę spostrzec, iż jest to nikt inny jak moja pierwsza, prawdziwa miłość- Ariana. Wstrzymuję oddech, gdy również na mnie patrzy, zauważając, iż już nie śpię. Otwiera szerzej drzwi, ukazując się całkowicie. Ubrana jest w słodkie onesie błękitnego jednorożca z białym brzuszkiem oraz pudrowo-różowymi łatami. Nie ma na twarzy ani grama makijażu, włosy skryte są pod kapturem z rogiem, a jej małe stópki są bose, tak jak lubi najbardziej. 

-Dzień dobry-uśmiecha się nieśmiało, wybudzając mnie ze snu na jawie. Zamykam wargi, które nieświadomie same uchylają się na jej widok, cicho odchrząkując. 

-Dzień dobry-odpowiadam niepewnie, po raz kolejny rozglądając się po wnętrzu przestronnego pomieszczenia, na koniec skupiając swój wzrok na niej.-Co ja tutaj robię?-pytam z mało inteligentnym wyrazem twarzy, powodując u niej cichy napad śmiechu, na którego dźwięk kąciki warg same pną się ku górze. 

-O ile wzrok mnie nie myli, to leżysz-odpowiada z przekąsem, przez co czuję się delikatnie zażenowany.-A tak na poważnie, wczoraj upiłeś się w trzy dupy, a ja, jako dobra przyjaciółka, przyszłam Ci z odsieczą-tłumaczy, lecz nie mam możliwości nic jej odpowiedzieć przez kolejny ścisk żołądka. 

Po raz kolejny tego poranka wychylam się poza granice łóżka, otwierając usta, z których ulatuje rzadka substancja. Słyszę jak jej drobne stópki obijają się od drewnianą podłogę, gdy biegnie w moim kierunku, wskakując na materac łóżka za moimi plecami, zaczynając okrężnymi ruchami dłoni gładzić moje nagie plecy. Sprawia to, iż po raz kolejny zaczynam wymiotować, lecz dzięki temu czuję się o wiele lepiej. 

-Dziękuję-mamroczę przemęczonym tonem głosu, nadal pochylając się nad miską, tak na wszelki wypadek. 

-Nie ma za co. W końcu od tego są przyjaciele, co? 

*** 

Ariana's POV 

Nazywając Justina swoim przyjacielem, czułam się... Dziwnie. Nigdy nie przypuszczałam, że takie określenie jego osoby padnie z moich ust. Zaskakująco, Justin nijak zareagował na taki tytuł, co w sumie mnie zadowala, ponieważ najwyraźniej on również uważa nas za przyjaciół. Po serii opróżniania żołądka przez Justina, udało mi się wyciągnąć go z łóżka w pretekście pokazania mu domu. Tak naprawdę nie chciałam zbyt długo przebywać z nim sam na sam, do tego, gdy mój obecny chłopak kręci się tuż gdzieś za ścianą. 

-A to jest kuchnia-przedstawiam kolejne pomieszczenie, w którego progi wkraczamy, na co Justin przytakuje z zachwytem, rozglądając się po każdym jego zakątku. 

-Twój dom jest... Niesamowity-przyznaje w końcu, gdy zajmuje miejsce przy wysepce kuchennej, a ja zabieram się za przygotowanie pożywnego, lekkiego śniadania dla niego. 

Dziękuję mu nieśmiało pod nosem, wspominając początki naszego związku, gdy jeszcze planowaliśmy wspólną przyszłość. Zawsze w naszych wyobrażeniach był duży, rodzinny dom z małym ogródkiem, który miał być moim zakątkiem oraz jednym koszem do gry dla niego i naszego syna. Mieliśmy mieć dwójkę, góra trójkę, dzieci oraz małego szczeniaczka, który dorastałby razem z nimi. Mieliśmy być kochającą się, wspierającą rodziną, a będąc sam na sam z nim, jako moim mężem, mieliśmy zachowywać jak najdrożsi kochankowie. No właśnie, mieliśmy... Teraz to już tylko wspomnienia, które wątpię, aby po raz kolejny odnalazły światło dzienne. 

-Smacznego-życzę, gdy stawiam przed nim talerz z kromką pełnoziarnistego chleba z grubą warstwą chudego twarogu oraz paroma kroplami miodu, tabletką na ból głowy oraz szklanką chłodnej, źródlanej wody. 

Dziękuje mi pod nosem, niepewnie zabierając się za spożycie przygotowanego przeze mnie śniadania. Mimo, iż osobiście jestem weganką, to posiadam w swojej lodówce produkty pochodzenia zwierzęcego ze względu na Rickiego, który zrezygnował z mięsa, lecz innych zmian nie chciał przyjąć. A gdy już mowa o Ricky'm... Ciekawe gdzie on się podziewa. 

-Och, widzę, że już okupujecie kuchnię!-o wilku mowa. Podpieram wyprostowane ramiona na jednym z blatów, na którym przygotowałam Justinowi śniadanie, spuszczając twarz w dół.-Miło mi Cię poznać, jestem Ricky, chłopak Ariany-wita się z, zapewne, zdziwionym ciemnym blondynem, a jego słowa aż ociekają sarkazmem. Do tego, specjalnie podkreśla słowo 'chłopak', co już jest lekko nie na miejscu. 

-Justin-mamrocze nieśmiało Bieber.-Przyjaciel Ariany-również to podkreśla, na co diametralnie unoszę twarz ku górze, przyglądając się szeroko otwartymi oczami szafce, która zawieszona jest akurat na ich wysokości. Cholera, powiedział to... Przyznał, że to tylko przyjaźń... 

*** 

Stos czasopism damskich oraz dla nastolatek ląduje z cichym hukiem na blacie dębowego biurka, na co podskakuję w swoim fotelu, kuląc ramiona oraz spuszczając głowę, aby w połowie rozpuszczone włosy zakryły większość część twarzy. 

-Czy możesz mi wytłumaczyć co to jest?!-głos managerki rozchodzi się echem po gabinecie, w którym przebywamy, trafiając do mnie ze zdwojoną siłą. 

Nieśmiało unoszę wzrok na okładkę czasopisma dla nastolatek, zastając tam zdjęcie moje i Justina z wczorajszej nocy. Ja ze spuszczoną głową, tak, aby włosy skryły moją twarz oraz nieprzytomny już Justin uwieszony na moim ramieniu. Przegryzam dolną wargę, nieśmiało unosząc wzrok na złą managerkę, która karci mnie swoim matczynym wzrokiem. 

-Nie po to pracuję na Twój wizerunek, abyś psuła go w jeden wieczór!-karci moją osobę. 

-Nic przecież nie zrobiłam-stwierdzam zgodnie z prawdą, słabo wzruszając ramionami, na co kobieta przede mną prycha. 

-Złotko, chyba muszę Ci coś uświadomić-stwierdza tajemniczym mamrotaniem.-To nie jest już Twoja Kanada. Teraz jesteś w Kalifornii, do tego wybrałaś taki zawód, a nie inny i każdy Twój ruch będzie teraz monitorowany. Co z tego, że ja i Ty wiemy, że nie zrobiłaś nic złego, skoro oni mają swoją rację, której słucha się większość społeczeństwa?-uświadamia mi dosadnie. Ma rację. Ma całkowitą rację! 

-I co ja mam teraz zrobić?-jąkam spanikowana, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. 

-Najlepiej będzie jak zaczniesz się spotykać z tym chłopakiem częściej, ale nie zbyt często i wytłumaczysz im, że jesteście tylko przyjaciółmi. Jest to możliwe?-pyta, unosząc jedną ze swoich wyregulowanych brwi. 

-T-tak, wydaję mi się, że tak-jąkam w odpowiedzi, w głowie przeprowadzając wojnę między argumentami za i przeciw. Oczywiście, tych drugich uzbierało się więcej, lecz w tym świecie nie należy kierować się zdrowym rozsądkiem — trzeba najpierw zająć się swoim dobrem, aby później móc pomóc innym...
~*~
Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam za to, że tak długo musieliście czekać na rozdział! :(
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie oprócz tego, iż zaczęła się szkoła, dla mnie kompletnie nowa, i chcę już od samego początku wykazać się w niej jak najlepiej potrafię, co wiąże się niestety z brakiem wolnego czasu!
Mam nadzieję, że pomimo mojej nieobecności pozostała choć garstka osób, dla których mogę w dalszym ciągu pisać to ff. Postaram się, aby następny rozdział (który jest już zaczęty) pojawił się jeszcze na początku następnego tygodnia! 

piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 3.

Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Podoba się? Poleć znajomemu! :)
~*~
Ariana's POV 

Po powrocie do domu nic nie było takie same. Wszystko wydawało się być takie zimne, przytłaczające. Cztery ściany, które do niedawna nazywałam domem są teraz tak odległe od definicji tego słowa. Dom kojarzy nam się z ciepłem, radością, szczęściem, rodziną... A będąc tu nie czułam żadnej z tych rzeczy. Już nawet zbliżenia z Ricky'm nie były takie same. Nie czułam tych motylków podniecenia jak wcześniej. Gdy mnie całował, zabrakło tych iskierek radości. Wszystko odbywało się schematycznie, bez większych emocji. Zupełnie przeciwnie niż podczas zwykłego przytulania z Justinem. 

Wiedziałam, że tak będzie. Że jak tylko zobaczę się z nim to te wszystkie wspomnienia wrócą. Mówią, że pierwsza miłość nigdy nie wygasa. I teraz jestem tego dowodem. 

Będąc z powrotem w jego ramionach, czułam wszystko co dotychczas czułam do Rickiego, nawet ze zdwojoną siłą. Czułam się jak mała dziewczynka w ramionach swojego tatusia, jak księżniczka w objęciach swojego księcia. Zaburzył moją dotychczasową harmonię, namieszał w głowie poprzez jedno dotknięcie, pojawienie się w najmniej spodziewanym momencie. Czy warto zaprzątać sobie tym teraz głowę? Czy warto po raz drugi wejść do tej samej rzeki? Czy warto zaprzestać dobrze rozwijający się związek na rzecz dawnej, niewyleczonej miłości? 

*** 

Justin's POV 

Budzę się z dziwnym uczuciem pustki w sercu, które towarzyszy mi od wczorajszego wieczoru, gdy powiedziała do mnie "Żegnaj Justin" i po raz kolejny zniknęła z mojego życia. Nie potrafię opisać słowami jak dobrze czułem się w jej ramionach. Chciałbym, aby tamta chwila trwała wiecznie, aby nigdy nie musiała mnie puścić. Niestety, wiem, że to niemożliwe, ponieważ ona ma już nowego chłopaka, a ja jestem "starym rozdziałem w jej życiu" jak sama to ujęła. 

Wzdycham cicho pod nosem na tą dołującą myśl, odkrywając swoje niemal nagie ciało z rozgrzanej kołdry. Obawiałem się szoku termicznego z powodu zmiany temperatury, lecz takowy nie nastał. No tak, w końcu to Kalifornia, tutaj zawsze jest gorąco. Stawiam bose stopy na panelach tuż przy łóżku, rozciągając mocno swoje ramiona, ziewając przy tym głośno. Wstaję na równe nogi, jednocześnie drapiąc się w mostek. Powolnymi krokami kieruję się w stronę dużej, trzydrzwiowej szafy z lustrem na środkowych drzwiach. Sprawdzam swoje odbicie lustrzane, wyłącznie poprawiając palcami włosy, które przypominają ptasie gniazdo. Otwieram drzwi z prawej strony, gdzie znajdują się ubrania typowo po domu, wybierając wyłącznie koszykarskie spodenki firmy Nike. Nasuwam je na pośladki, delikatnie zamykając drzwi. 

Opuszczam swoją sypialnię, kierując się w stronę skąd dochodzi przyjemny zapach smażonego boczku. Jak przypuszczałem, trafiam wprost do kuchni, gdzie przy patelni urzęduje już Andrew, co chwilę obracając plastry boczku z jednej strony na drugą. 

-Dzień dobry-witam się z nim uprzejmie, podchodząc do lodówki, z której wyjmuję karton z sokiem jabłkowym. 

-Siema stary, trochę pospałeś-stwierdza ze śmiechem Andrew, przez co momentalnie mój wzrok pada na pobliski zegar, który wskazuje godzinę 11:49. No nieźle, chyba mój rekord. 

-Ta, dobrze mi się spało-tłumaczę zawstydzony, kończąc pić sok prosto z kartonu. No co, była końcówka! 

-Wczoraj na trochę zniknęliście z Arianą...-zauważa, na co z trudem przełykam nadmiar śliny.-Coś udało Wam się ustalić? 

-Tak, można tak powiedzieć-mamroczę, na sam koniec cicho odchrząkując. 

-Po śniadaniu chciałbym, żebyś pomógł mi wybrać najlepsze zdjęcia z wczorajszej sesji, co Ty na to?-pyta, wyłączając palnik, na którym smażył się boczek. Niechętnie potakuję na jego słowa, zajmując miejsce przy stole. Nie potrafię mu odmówić, nie gdy zrobił dla mnie tak dużo. Coś czuję, że to będą długie godziny... 

*** 

-A Ty nadal nad tym siedzisz?-pyta z cichym wzdychnięciem Andrew, który wraca do salonu z dwoma puszkami piwa, z czego jedną podaje mi. 

Przytakuję na jego pytanie, przełączając zdjęcie na następne. Biorę duży łyk gorzkiego piwa, delikatnie wykrzywiając wargi, po przełknięciu napoju wzdychając pod nosem. Patrzę ze smutkiem w oczy mojej małej, niegrzecznej księżniczki, która śmiesznie je przymyka, trzymając między zębami palca wskazującego. Wygląda tak seksownie, pewnie siebie, że niemal zapominam o tym jak jeszcze jakiś czas temu głodziła się i nie lubiła swojego ciała. 

-Dostałem zaproszenie od managerki jednej gwiazdy na przyjęcie z okazji ukończenia pracy nad albumem na dzisiejszy wieczór. Mogę zabrać osobę towarzyszącą, co Ty na to?-proponuje, unosząc pytająco brwi. 

-Nie będzie dziwnie jak przyjdziesz z chłopakiem?-pytam kpiąco, na co ten przewraca oczami, choć kąciki jego warg unoszą się w górę. 

-Nie będzie debilu, idziesz czy nie?-dopytuje, zapewne irytując się moimi ciągłymi ucieczkami od odpowiedzi. 

Zastanawiam się chwilę nad właściwą odpowiedzią. Wymieniam w swojej głowie plusy i minusy takiej imprezy. Plusy: darmowy alkohol, darmowe jedzenie, pewność, że będzie to impreza "na poziomie" i gorące laski. Minusy: dużo nieznajomych twarzy i mężczyźni gorących lasek. Tak, odpowiedź jest jednoznaczna. 

-Mogę iść, czemu nie-odpowiadam niby neutralnie, lecz w środku cząstka mnie ma nadzieję, że może na tej imprezie będzie Ariana, co da mi kolejną szansę na wprowadzenie swojego planu w życie... 

*** 

Ubrany w odświętne, markowe ubrania, które pożyczył mi na dzisiejszy wieczór Andrew, wchodzę zaraz za jego plecami do wnętrza ekskluzywnego klubu, gdzie już na wejściu częstują nas lampkami szampana. Po drodze dowiedziałem się, iż będzie to impreza panny Gomez, do której w sumie nic nie mam, lecz nigdy nie przepadałem za jej osobą. Ale jeżeli ma być tu darmowe jedzenie i picie to mogę jakoś to przetrwać, prawda? 

Andrew szuka wzrokiem organizatorki imprezy, podczas gdy ja wyłapuję wzrokiem znajome twarze. Jest tu wielu celebrytów, o których spotkaniu nawet nie marzyłem, lecz tej najważniejszej dla mnie nigdzie nie mogę odnaleźć. Spokojnie Justin, to dopiero początek imprezy... 

-Andrew! Dziękuję za przyjście!-nagle znikąd przed nami wyrasta osoba organizatorki z szerokim, szczerym uśmiechem, na którego widok moje kolana stają się bardziej miękkie. 

-To dla mnie przyjemność!-odpowiada radośnie mój towarzysz, ściskając delikatnie brunetkę na powitanie.-Selena, poznaj Justina, to mój dobry przyjaciel oraz osobisty agent-przedstawia mnie, na co brunetka przenosi swój wzrok na moją osobę, a w jej oku pojawia się dziwny błysk, a uśmiech znacznie się poszerza. 

-Justin, miło mi Cię poznać-mówi słodkim tonem głosu, ściskając moją dłoń w swojej, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z moich oczu. 

-Tak, mi Ciebie również-skrępowany wysuwam dłoń z jej uścisku, w geście stresu przegryzając dolną wargę, co może wyglądać dla nich dwuznacznie, lecz dla mnie nie ma głębszego znaczenia. 

Ariana, gdzie jesteś, gdy Cię potrzebuję? 

*** 

Ariana's POV 

Przeczesuję po raz kolejny włosy mojego obecnego chłopaka, który po upojnym wieczorze usnął na mojej nagiej piersi, pozostawiając mnie kolejny raz samą z nieustannymi myślami o Justinie. Co robi w danym momencie, czy o mnie myśli tak samo jak ja o nim, czy wspomina tak jak robię to ja... Nie masz się co łódzić idiotko, zraniłaś go, pozostawiłaś samego na pastwę losu, a on jeszcze ma Cię rozpamiętywać? Chyba po raz pierwszy zgodzę się ze swoją podświadomością- dla Justina jestem już nikim

Lecz gdyby tak było, chciałby dobrowolnie ze mną rozmawiać? Spotkać się? Wątpię, aby stał się on asystentem Andrew'a, gdyby nie to, że to akurat ja miałam mieć z nim sesję. Jestem przekonana, że Andrew powiedział mu o tym i wspólnie wpadli na ten jakże genialny pomysł. Moje pytanie brzmi- tylko dlaczego? Dlaczego uknuli taki plan? Kto był jego pomysłodawcą? Jaki miał być jego cel? Rozbudzenie poczucia winy? Rozbudzenie nadal niewygaszonych emocji wobec blondyna? Jeżeli tak, to im gratuluję. Wszystko poszło po ich myśli. Tylko dlaczego nigdy nie może pójść po mojej? 

Delikatne wibracje wydostające się z mojego telefonu, który odłożony jest na etażerce tuż obok mojego i Rickiego łóżka, powodują, iż młody mężczyzna spoczywający na mojej piersi wykonuje gwałtowny ruch oraz mamrocze coś pod nosem. Patrzę na niego z obawą, iż wybudził się ze snu, lecz ten nadal miarowo oddycha na mój dekolt. Cicho wzdycham z ulgą, powoli sięgając po urządzenie. Czeka tam na mnie jedna nieodebrana wiadomość od nieznanego mi numeru. 

Od: Nieznany 
"Ariana mozedz mnie odebrav z imorezy? Juston" 

Z trudem udaje mi się odszyfrować wiadomość napisaną przez zapewne pijanego Biebera, lecz gdy w końcu mi się to udaje, szybko podejmuję decyzję dotyczącą jego prośby. Najbardziej delikatnie jak potrafię unoszę głowę swojego mężczyzny, wyswobadzając się spod jego ciała. Naga opuszczam łóżko, na palcach przedostając się do pobliskiej garderoby w celu dobrania jakiegokolwiek stroju na tę okazję, jeżeli mogę to tak ująć. Mój wybór pada na pierwszą lepszą bieliznę, luźne jeansy z dziurami na udach oraz przetarciami i szarą, luźną bluzę naciąganą przez głowę. Szybko ubieram się w takowy zestaw, dobierając do niego białe, zwykłe trampki. Czeszę włosy w pół kucyka, na nos nasuwam okulary muchy od Coco Chanel i dopiero wtedy jestem w pełni gotowa do wyjścia. 

W drodze do garażu wysyłam SMS'a na numer, z którego przyszła wiadomość od Justina gdzie tak dokładnie jest. Odpisuje mi akurat, gdy zajmuję miejsce kierowcy w czarnym, matowym Range Roverze. Wpisuję nazwę lokalu w GPS, który odnajduje najszybszą drogę do tego miejsca. Wsuwam kluczyki do stacyjki, odpalając silnik samochodu. 

Justinie, nadchodzę z odsieczą... 

*** 

Przejeżdżam na wskazane przez ciemnego blondyna miejsce po czterdziestu pięciu minutach jazdy. Niestety pod budynkiem stoi już grupka paparazzi, którzy czyhają już na nowe "kąski", czyli niestety takie osoby jak ja. Przeklinając pod nosem, parkuję samochód tuż przy krawężniku obok klubu, gasząc silnik. Poprawiam swoją fryzurę oraz okulary na nosie, zanim nie opuszczam pojazdu z obniżonym podbródkiem. Paparazzi od razu zaczynają wykonywać swoją robotę, na szczęście nie krzycząc jak to mają w zwyczaju. 

Dochodzę do wnętrza budynku w świetle lamp błyskowych, chroniąc się za masywnymi drzwiami. Niestety, dalsze ruchy nie są możliwe przez dwóch, masywnych ochroniarzy, którzy patrzą na mnie od góry z powagą wymalowaną na ich kamiennych twarzach. 

-A panienka do kogo?-pyta jeden z nich, dokładnie skanując moje ciało od czubka głowy do czubków butów swoim palącym spojrzeniem. 

-Przyszłam po mojego kolegę, Justina Biebera-odpowiadam mu z pewnością siebie, prostując się niczym struna w gitarze, aby nie ukazać ani grama stresu przed nimi. 

Mężczyźni wymieniają się jednoznacznym spojrzeniem, świadczącym o tym, iż nie ufają mi. Wzdycham pod nosem, zdejmując z nosa okulary, na co od razu przybierają odmienny wyraz twarzy. 

-Panienka Grande, przepraszamy za naszą nieufność, wiele psychofanek już próbowało się tu wkraść!-tłumaczą się, na co unoszę kąciki warg ku górze w pewnym siebie uśmiechu. 

-Możecie znaleźć tego chłopaka i przyprowadzić go do mnie?-proszę ich, na co jeden od razu rusza w głąb imprezy w poszukiwaniu tego drobnego pijaka. 

Rozpoczynam rozmowę z drugim ochroniarzem, który informuje mnie, iż jest to impreza prywatna Seleny Gomez, która zorganizowała ją z powodu ukończenia nowego albumu. Zdziwiłam się, ponieważ Justin nigdy nie pałał do niej sympatią, a tu nagle przychodzi na jej imprezę, aby mogli świętować ukończenie jej albumu. Zapewne była to sprawka Andrew, skąd w końcu Justin mógł znać światową gwiazdę dzień czy dwa po przeprowadzce do Kalifornii. 

-Ariana!-jego pijacki krzyk sprawia, iż wybudzam się ze snu na jawie, patrząc w jego kierunku. Ledwo utrzymuje się na samo uginających się pod nim nogami, a w chodzeniu pomaga mu ochroniarz. 

-Proszę na niego uważać, jest lekko agresywny-ostrzega mężczyzna o rozbudowanej posturze, na co Justin od razu spogląda na niego ze złowrogim wyrazem twarzy. 

-Zamknij się wielki kutafonie albo dam Ci w ten tłusty polik-warczy niczym pięcioletni chłopczyk, który jest obrażony na swoją mamę, która nie chce kupić mu kolejnego samochodzika do kolekcji. 

-Dam sobie z nim radę-cicho wzdycham, podchodząc do nich, aby przejąć ramię Justina na swój bark. Kolana samoistnie uginają się, gdy ledwo trzymający się na nogach, młody mężczyzna składa na moich barkach większość swojego ciężaru. 

Dziękuję ochroniarzom za pomoc, nasuwając na nos Justina swoje okulary, aby chronić go choć odrobinę przed blaskiem fleszy na zewnątrz. Nie musi mieć w końcu zniszczonego życia po jednej z imprez. Gdy tylko otwieram drzwi od klubu, flesze zaczynają atakować nas z każdej strony, a paparazzi znacznie ożywają, zaczynając wołać pytania o to kim jest Justin, kim on dla mnie jest i czy to mój kochanek. Oczywiście nie odpowiadam na żadne z tych pytań, starając się przyspieszyć kroku w stronę samochodu, lecz plączące się ze sobą nogi Biebera nie ułatwiają wcale tego zadania. 

Pomagam mu usiąść na tylnych fotelach w moim samochodzie, lecz on niemal od razu pokłada się na całej jej długości, na co wzdycham ze zmęczenia, zostawiając go już w takowej pozycji. Zamykam z cichym trzaskiem drzwi, podchodząc jak najszybciej do drzwi od strony kierowcy. Pytania lecą z każdej strony, podobnie jak błyski fleszy, lecz staram się ignorować obydwie te rzeczy, co wychodzi mi zaskakująco dobrze. Zajmuję pośpiesznie miejsce za kierownicą, wzdychając pod nosem z ulgą, iż w końcu znajduję się w bezpiecznym miejscu, oddzielona od nich. 

Odwracam twarz w stronę swojego pijanego, byłego chłopaka, zastając go z zamkniętymi oczami oraz lekko rozchylonymi wargami, przez które wypuszcza równomierne oddechy. Chwilę przypatruję się jego zaskakująco zmienionej twarzy pomimo krótkiego okresu czasu jaki go nie widziałam. Na pewno chudszej, z zapadniętymi policzkami oraz lekkimi sińcami pod oczami. Zamykam szczelnie oczy, nie chcąc na to patrzeć. 

-I co ja mam z Tobą zrobić?-pytam szeptem, wzdychając pod koniec wypowiedzi...
~*~
Dziękuję za ponad 1K wyświetleń mniej niż w miesiąc! :)
10 komentarzy- następny rozdział! Wierzę, że dacie radę! :D
Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Podoba się? Poleć znajomemu! ;)

sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział 2.

Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Podoba Ci się? Poleć znajomym! :)
~*~
Justin's POV 

Tak jak przypuszczałem, Andrew zaczął krzyczeć na mnie, że w końcu miałem tu o niej zapomnieć, dać sobie spokój, zacząć nowe życie, lecz gdy wytłumaczyłem mu, że tak naprawdę to nie chcę żadnej z tych rzeczy, chcę tylko i wyłącznie jej przy swoim boku, ponieważ o pierwszej, prawdziwej miłości nie da rady praktycznie zapomnieć, zrozumiał to i zgodził się, abym został jego asystentem. Po raz kolejny ratuje mnie z opresji. Chyba powinienem zabrać go na porządną imprezę, oczywiście za którą ja postawię. 

Mieliśmy zacząć pracę z Arianą od następnego dnia i miała być to okładka promocyjnego singla z pierwszej płyty mojej byłej dziewczyny. Ariana często wspominała o swoich marzeniach związanych z wielką sławą, lecz wszyscy braliśmy to jako żart z jej strony. Była to też najczęstsza przyczyna naszych kłótni oraz jeden z większych powodów rozstania. Oczywiście, wspierałem ją, gdy brała udział w licznych konkursach, lecz byłem przeciwny temu, aby wiązała swą przyszłość ze śpiewem. Bałem się, że wtedy znajdzie mężczyznę na swoim poziomie- bogatego, przystojnego, z nienaganną budową ciała oraz willą za cały mój majątek życiowy. Ale ona jak zwykle musiała postawić na swoim. I wyjechała. Wyjechała od tak, bez jakiegokolwiek słowa wytłumaczenia czy pożegnania. 

Wieczorem, gdy Andrew poszedł spać do swojej sypialni, postanowiłem wykorzystać prezent od niego i użyć laptopa, którego podarował mi na miły start w nowym miejscu. Na szczęście laptop nie ma żadnego zabezpieczenia i mogę go normalnie używać. Wchodzę w wyszukiwarkę, wpisując proste hasło "Ariana Grande". Czekam zaledwie parę sekund aż na ekranie przenośnego komputera pojawiają się artykuły z nią powiązane oraz galeria zdjęć. Moja szczęka lekko opada, gdy widzę jej aktualny wizerunek. Jest znacznie piękniejsza niż ją zapamiętałem. 

"Ariana Grande! Nowe odkrycie Jennifer Merlino! Czy przyniesie ona zamierzony przez managerkę sukces?!", "Zjawiskowa Ariana Grande podbija serca milionów osób na tym świecie! Lecz kim tak naprawdę jest wschodząca gwiazda?!", "Ariana Grande zauważona na ulicach Kalifornii wraz ze swoim chłopakiem, Ricky'm Alvarezem! Para nie opuszcza się na krok!" 

Ostatni tytuł artykułu sprawia, iż moja szczęka mimowolnie mocno się zaciska. Klikam na wytłuszczony tytuł, dzięki czemu przenosi mnie na stronę plotkarską. Na samej górze artykułu zamieszczone jest ich wspólne zdjęcie, gdzie obydwoje idą ze spuszczonymi głowami, a ich dłonie są ze sobą mocno ściśnięte. Czytam uważnie artykuł dotyczący ich dwójki, dowiadując się co nieco na jego temat. Pierwsza rzecz to to, iż jest jej tancerzem. Chodzą ze sobą już jakiś czas, a nawet niedawno on się do niej wprowadził. Podobno są ze sobą szczerze szczęśliwi. Nie, to nie na moje nerwy. 

Zamykam stronę plotkarską, zbyt pochopnie trzaskając klapą od laptopa. Niewytłumaczona złość zbiera się w moim ciele, gdy siedzę lekko zgarbiony, patrząc tępo w jeden punkt, który znajduje się przy przeciwległej stronie łóżka. Muszę uświadomić jej co straciła. Muszę pokazać jak bardzo za mną tęskni... 

*** 
 
Ariana's POV 

Wchodzę do siedziby należącej do Andrew, kończąc pisać wiadomość do mojego chłopaka, pisząc w niej, że napiszę, gdy sesja się skończy i wtedy ustalimy co będziemy jeść na kolację. 

-Ariana!-słyszę nawoływanie mojego imienia, dlatego szybko unoszę swój wzrok w tamto miejsce, zauważając swoją panią manager stojącą w progu któregoś z kolei pomieszczenia, która pośpiesza mnie gestem dłoni. 

Biegnę truchtem najszybciej na ile pozwalają mi moje czternastu centymetrowe szpilki, co naprawdę nie jest wygodne ani bezpieczne. Na szczęście docieram pod drzwi garderoby bez zwichniętej czy złamanej nogi ani innej kończyny, mamrocząc ciche przeprosiny na pięciominutowe spóźnienie. W środku czekają już na mnie kosmetyczka oraz fryzjerka, która ma pomóc mi w dokładnym założeniu peruki z prawdziwych włosów, w kolorze podobnym do Malfoya z Harrego Pottera. 

Zajmuję miejsce na krzesełku przed dobrze oświetloną toaletką, gdzie od razu zajmuje się mną kosmetyczka, dobierając odpowiedni podkład do odcieniu mojej skóry. W międzyczasie moja manager przedstawia mi plan dzisiejszego dnia, na co wyłącznie potakuję, tak naprawdę nie wsłuchując się w jej mowę. Reaguję dopiero wtedy, gdy życzy owocnej pracy kosmetyczce oraz fryzjerce i opuszcza moją garderobę, na co cicho wzdycham z ulgą. Nie uchodzi to uwadze dwóch kobiet, które cicho chichoczą z mojej reakcji, lecz nic nie komentują, ale to chyba dobrze... 

*** 

Ubrana w ołówkową spódniczkę w kolorze waty cukrowej od Coco Chanel, marynarkę do kompletu, ozdobiony koronką biustonosz oraz beżowe, lakierkowe obcasy opuszczam swoją garderobę, rozglądając za oznakami kogokolwiek w tym wielkim budynku. Na szczęście, gdzieś z głębi, słyszę czyjeś rozmowy, więc kieruję się w tamtą stronę, co chwilę poprawiając pół kucyka z peruki, co stało się moim znakiem rozpoznawczym. Zawsze to robiłam, gdy odczuwałam stres i nadal mi to pozostało. 

Gdy dochodzę do wielkiej hali, która została mocno oświetlona, zastaję w niej znacznie większą ilość ludzi niż bym przypuszczała. Po co do jednej sesji aż tyle ludzi? Zauważam moją manager, która rozmawia z dwoma mężczyznami, którzy stoją do mnie tyłem. Jednego rozpoznaję od razu, jest to Andrew, lecz drugiego nie rozpoznaję w ogóle. Ma charakterystyczne krótkie, bardzo chude nogi opięte przez czarne, materiałowe spodnie. Przypominają mi nogi... Nie Ariana, nie myśl o nim. Skup się na pracy! Wypuszczam wstrzymywane powietrze przez lekko uchylone wargi, powoli krocząc w ich kierunku na drżących nogach. To tylko zbieg okoliczności Ari, to na pewno nie jest on. To tylko przypadek... 

-Och Ariana, jesteś już!-woła z radością moja pani manager, gdy zauważa mnie między ramionami tych mężczyzn. Jak na zawołanie ich dwójka odwraca twarze w moim kierunku, przez co robi mi się słabo. To on. To naprawdę on... 

Justin's POV 

I oto jest! Moja mała księżniczka we własnej osobie! W końcu jest w moim wzroście za sprawą tych zabójczo wysokich obcasów. Wygląda zupełnie inaczej niż ją zapamiętałem. Ma już większą ilość ciała, choć nadal jest bardzo chuda. Jej twarz pokrywa duża warstwa makijażu, a cera została potraktowana solarium albo samoopalaczem. Mocno kontrastuje to z bielą jej włosów, lecz może to tylko takie pierwsze wrażenie. Pomimo tych wielu zmian, nadal jest tak samo piękną Arianą jaką mam w pamięci... Tylko bardziej kobiecą. 

-Ariana, to Andrew, którego już znasz oraz Justin, jego asystent-przedstawia nas Jennifer, na co lekko spłoszona Ariana potakuje. 

-Miło Cię poznać Ariana-mówię nonszalancko, nie spuszczając wzroku z jej dużych, niemal czarnych oczu. 

Wyciągam w jej stronę dłoń, unosząc wyzywająco brew, gdy nawet nie zauważa tego gestu, lecz dokładnie skanuje moją twarz swoimi oczami, mając przy tym lekko rozchylone wargi. Nie urywam, ja również się zmieniłem od tamtego czasu i chyba to się jej spodobało. Nagle spuszcza wzrok, zauważając tym samym moją nadal wyciągniętą w jej stronę dłoń. Niepewnie za nią chwyta, na co pochylam się, całując jej wierzch, nie spuszczając jej twarzy z wzroku. Na jej policzkach mogę ujrzeć przebijającą się przez makijaż czerwień od dorodnych rumieńców. 

-To co, bierzemy się do pracy?-tę chwilę przerywa jej managerka, klaszcząc przy tym w dłonie. 

Prostuję się, delikatnie puszczając jej dłoń, poprawiając dla pewności grzywkę. Już jest moja. Już jej nie opuszczę... 

Ariana's POV 

-Ariana skup się!-upomina Jennifer, gdy po raz kolejny zagłębiam się w wspomnieniach, a wybudza mnie z tego dopiero blask flesza. 

-Przepraszam-mamroczę skruszonym głosem, od razu wykonując inną pozę. 

Trudno jest się skupić, gdy jest się niemal nagim, dookoła Ciebie jest multum ludzi, w tym Twój były, który jak na złość ani na sekundę nie spuszcza wzroku z Twojego ciała, jakby było co najmniej eksponatem w muzeum. Dawaj Ariana, weź się w garść i pokaż mu co stracił! Tak, tak zrobię, w końcu nie po to tyle się starałam, aby teraz wrócić do punktu wyjścia! Z tą myślą zaczynam pozować bardziej odważnie, czując przypływ kobiecości oraz pewności siebie. Pochwały, które kierują do mnie ludzie tutaj zebrani, jedynie podsycają mój apetyt na więcej i więcej. 

-Okej, mamy to!-oznajmia Andrew, na co wszyscy zaczynają bić brawo z wyraźnym zadowoleniem. 

Również zaczynam bić brawo, wiwatując oraz mimowolnie spoglądając w stronę Biebera, który stoi z założonymi na piersi ramionami oraz tym przebiegłym, pewnym siebie uśmiechem, po prostu patrząc na mnie. Dziękuję wszystkim głośno za współpracę, chcąc jak najszybciej trafić do swojej garderoby, gdzie przebiorę się w swoje ubrania i ucieknę z powrotem do domu, gdzie czeka już na mnie mój chłopak. Tak, taki właśnie jest plan. Ale jak zwykle wszystko musi iść nie po mojej myśli... 

-Ariana, poczekaj!-jego wołanie za moimi plecami sprawia, że wyłącznie przyśpieszam kroku, choć jest to trudne w tak wysokich butach. 

Gdy zamierzam zamknąć mu drzwi od mojej garderoby przed nosem, on niespodziewanie stawia swoją stopę w szczelinie, uniemożliwiając mi ten ruch. Wzdycham z irytacją, aby mógł mnie usłyszeć, przed poddaniem się i odejściem wgłąb garderoby. Słyszę, że wchodzi do środka, zamykając za sobą drzwi na zamek. Udaję, że jego obecność nie obchodzi mnie, zajmując się tym, co wcześniej sobie ustaliłam- czyli przygotowaniem się do wyjścia. 

-Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?-pyta retorycznie, podczas gdy zgarniam swoje ubrania w całość. 

-Nie widzę sensu ani potrzeby do rozmowy z Tobą, więc żegnam-stawiam sprawę twardo, lecz prawdziwie. 

-Właśnie jest o czym rozmawiać, więc nie udawaj do cholery Ariana-mówi spiętym tonem głosu, zapewne powstrzymując się od krzyku. 

-Ja nie odczuwam takiej potrzeby-po raz pierwszy od jego wejścia tutaj odwracam się przodem do niego, patrząc mu głęboko w oczy. Mówią, iż oczy są odzwierciedleniem duszy i coś musi w tym być, skoro tak łatwo widzę w nich emocje władające jego ciałem. 

-Ale ja odczuwam, więc porozmawiaj ze mną!-wybucha, wyrzucając ramiona ku górze. 

-Przecież cały czas rozmawiamy-odpowiadam ze spokojem, na co warczy ze złości, zamykając powieki oraz coraz szybciej oddychając. 

-Dlaczego?-pyta po chwili niezręcznej ciszy. Jego głos jest diametralnie zmieniony. Nie ma już w nim śladu po złości. Jest przepełniony żalem.-Dlaczego wtedy odeszłaś? I to bez pożegnania?-precyzuje swoje pytanie, opadając na skórzaną kanapę stojącą przy ścianie. 

Przełykam z trudem ślinę, zamykając szczelnie oczy. Właśnie tego chciałam uniknąć. Odpowiedzi. Wyrzutów sumienia. Odpowiedzialności za to co zrobiłam. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie do dzisiejszego dnia. Moja ucieczka była czystym impulsem, niczym nie wytłumaczona. Więc mam mu to powiedzieć? Że ja sama nie wiem dlaczego to zrobiłam? 

-Justin...-wzdycham jego imię, rzucając się na kanapę tuż obok niego. Nieświadomie kładę dłoń na jego kolanie, delikatnie je ściskając. Unosi wzrok na moją twarz. Smutek wypisany na jego twarzy coraz bardziej udziela się również mi.-Ja... Ja sama nie znam odpowiedzi na to pytanie-mówię zgodnie z prawdą, uśmiechając się do niego smutno. 

-Było Ci ze mną źle? Czułaś się niekochana? Zaniedbana?-wypytuje, a łzy zaczynają formować się na powierzchni jego oczu. 

Nie wytrzymuję. To impuls. Chwilę później przytulam Justina do swojej piersi, powoli gładząc jego miękkie włosy. Opieram się o tył kanapy, opierając podbródek na czubku jego głowy. Czuję jak pojedyncze łzy spływają w dół mojego dekoltu. Obejmuje moją talię swoimi znacznie bardziej rozbudowanymi ramionami. Gdy go przytulam nie czuję tego co kiedyś. Nie ma ścisku żołądka. Nie ma drżących dłoni. Nie ma miłości. Czuję się za to jak narkoman. Jak narkoman, który po wielu tygodniach odwyku w końcu może zapalić marihuanę czy tam wciągnąć amfetaminę. Ja jestem narkomanką, a on moim najsilniejszym narkotykiem... 

-Czułam się idealnie-przyznaję szeptem, zamykając powieki, spod których uciekają dwie dorodne łzy.-Mogłam poczuć się sobą, prawdziwa sobą-na samo wspomnienie o najgorszym okresie w moim życiu robi mi się niedobrze. 

Zaczęło się to, gdy coraz częściej słyszałam komentarze typu "Ona nie powinna ubierać tak obcisłych ubrań, cały tłuszcz jej widać". Wtedy zaczęłam szukać sposobów na szybkie zrzucenie kilogramów w internecie i przypadkowo trafiłam na stronę gdzie swoje historie opisywały osoby chore na anoreksję i bulimię. Zafascynowałam się tym jak szybko udało im się zrzucić zbędny nadmiar kilogramów i sama postanowiłam spróbować. Na samym początku głodowałam się, spożywając zaledwie wodę, co przyniosło wymarzony efekt, lecz na krótko. Później widziałam w lustrze tylko i wyłącznie grubą świnię, na którą nie zadziałała ta "dieta cud". Zaczęłam wtedy jeść wszystko co miałam pod ręką, a następnie zwracać to w formie wymiotów. Nie uważałam tego za złe, chociaż według mnie nadal nie przynosiło to żadnych efektów. Skończyło się to na wykryciu obydwu chorób, krótkim pobycie w zakładzie psychiatrycznym, wystających kościach, rzadkich włosach oraz mianowaniu na "chorą świruskę". 

Teraz rozumiem jak łatwo popaść w jedną z takich chorób, a jak trudno się z niej wyleczyć. Oczywiście, miewam nadal myśli związane z dalszym głodzeniem się czy wymuszaniem wymiotów, lecz wtedy szybko zastępuję je czymś przyjemnym jak nauczono mnie w szpitalu. Zostałam weganką, uprawiam dużo sportu, ogólnie preferuję zdrowy tryb życia, do którego dostosowałam już swoich bliskich. Moja waga nadal się zmienia, lecz nie tak diametralnie jak niegdyś. Sprawę włosów załatwiam za sprawą doczepianych włosów i wszystko niemal wróciło do normy. 

-Po prostu potrzebowałam zmiany-mówię szeptem, gdy głębiej zastanawiam się nad wydarzeniami z przeszłości.-W Kanadzie, z tymi wszystkimi ludźmi nie było to możliwe. Tutaj nikt mnie nie znał i do tego mogłam zacząć robić to co kocham. Tak, to jest chyba odpowiedź na Twoje pytanie. 

-Nadal nie rozumiem dlaczego nawet się nie pożegnałaś, nie dałaś jakiegokolwiek znaku...-stwierdza zmieszany, odsuwając twarz od mojego dekoltu. 

-Żeby nie musieć tego robić-wyznaję, kładąc lewą dłoń na jego delikatnym, niemal dziecięcym w dotyku policzku. 

-Czego?-pyta zmieszany, marszcząc swoje ciemne, gęste brwi. 

-Żegnać się-odpowiadam ze smutnym uśmiechem, kciukiem jeżdżąc po jego skórze.-Żeby nie cierpieć. Żeby inni nie cierpieli. Żeby to było po prostu zwykłym zakończeniem kolejnego rozdziału...
~*~
Witam Was z drugim rozdziałem! I jak Wam się on podoba? ;) Krótkie streszczenie historii wcześniejszego życia Ariany oraz ich pierwsze spotkanie! Mam nadzieję, że spodobał Wam się! :)
Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Podoba się? Poleć znajomym! :)
Ps. Wyjeżdżam jutro na tydzień do Berlina, więc rozdział pojawi się dopiero po moim powrocie! :)

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 1.

Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Podoba się? :) Poleć znajomym!
~*~
Justin's POV 

"Pasażerowie lotu A132 z Toronto, Kanada do Los Angeles, Kalifornia proszeni są o udanie się do bramek numer 38 i 39, dziękuję.

Wzdycham smutno, gdy głos pracownicy lotniska urywa się, a moi towarzysze dzisiejszego lotu powoli zbierają się do wyznaczonego przez nią miejsca. 

Wylot do Kalifornii jest wspólnym pomysłem, moim i mojej rodziny, odkąd wszystko w rodzimym mieście zaczęło przypominać mi . Mój przyjaciel, Andrew, który zamieszkuje Los Angeles już od jakiegoś czasu, zaproponował mi przygarnięcie pod swój dach, na co, po omówieniu szczegółów z rodzicami, zgodziłem się. Andrew zawsze starał się, żeby było mi jak najlepiej, za co jestem mu wdzięczny z całego serca i ma on u mnie dług wdzięczności do końca życia. Bez niego nie wiem jak dłużej wytrzymałbym w tym przeklętym Toronto... 

Moja kolej na ukazanie dokumentu oraz biletu na dzisiejszy dzień nadeszła szybciej niż przypuszczałem, a już po chwili kulturalna pracownica w swoim służbowym stroju grzecznie przepuściła mnie dalej, wprost do szybu, który prowadzi prosto do latającej maszyny. 

I nagle do mojego mózgu dotarły wszelkie możliwe obawy i argumenty przeciwko wejściu do wnętrza samolotu. Co jeśli to wcale nie jest taki dobry pomysł? Co jeśli tak naprawdę nie chcę o niej zapomnieć, jest to po prostu nacisk moich bliskich? Nie. Ja nie chcę zapomnieć. Ja muszę zapomnieć...

***

Po pięciu godzinnym locie w końcu trafiliśmy na LAX, gdzie już powinien czekać Andrew. Pomimo tak długiego lotu w towarzystwie wielu płaczących dzieci, krzyczących mam i tatusiów zboczeńców, którzy nie potrafili opędzić się od alkoholu serwowanego przez szczupłe, całkiem ładne stewardessy, to muszę przyznać, że nadal jestem odrobinę podekscytowany nowym rozdziałem, który ma się tu rozpocząć. 

Po odnalezieniu swojej walizki pośród wielu takich samych, w końcu mogę wyjść na powitanie ze swoim starym kumplem. Na szczęście mało co się zmienił od naszego ostatniego spotkania i bez problemu odnajduję go tuż nieopodal szklanych, rozsuwanych na boki drzwi automatycznych. Uśmiechamy się do siebie szeroko już z daleka. 

-Tak dawno się nie widzieliśmy, co, młody?!-pyta podekscytowanym głosem, klepiąc moje plecy z głośnym hukiem podczas naszego męskiego uścisku powitalnego. 

-No trochę minęło-wzdycham z trudem, uśmiechając się smutno na wspomnienia związane z rodzimą Kanadą i nią w roli głównej.-Dzięki za przygarnięcie mnie-dodaję niemal natychmiast, starając się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze. 

-Żaden problem, wszystko dla starego kumpla-mówi z szerokim bananem na twarzy, który ukazuje jego śnieżnobiały uśmiech.-To co, gotowy na nowy rozdział w życiu?-pyta, a jego ramię pada na moje, gdy kierujemy się na świeże, kalifornijskie, duszne powietrze. 

Dobre pytanie. Czy jestem gotowy na nadchodzące zmiany w moim życiu? Czy uda mi się zapomnieć o wszystkim co pozostało w Kanadzie? Czy zdołam zapomnieć o niej?

-Wiesz co stary?-pytam retorycznie.-Tak, jestem gotowy... 

*** 

Ariana's POV 

Budzę się, gdy na moim policzku odczuwam delikatne, mokre pocałunki, dzięki którym od razu szeroko się uśmiecham, zdradzając, iż już nie śpię. Są one składane przez mojego obecnego chłopaka, Rickiego, z którym jestem w sumie od niedawna. 

-Wiem, że nie śpisz mały śpiochu-naśmiewa się ze mnie, cały czas całując mój policzek swoimi coraz to bardziej suchymi wargami. Chichoczę na jego słowa, w jednej sekundzie otwierając oczy, aby ujrzeć jego radosną twarz tuż naprzeciw mojej. 

Mój i Rickiego związek rozpoczął się na przesłuchaniu. Jako początkująca gwiazda, która odnalazła swojego managera, podjęłam razem z nim decyzję o odbyciu castingu, aby znaleźć tancerzy na najbliższe eventy. I tak oto nadszedł Ricky - najlepszy tancerz w całej grupie. Od razu wzbudził u mnie pozytywne emocje, może nawet małe zauroczenie jego wyglądem. A gdy tylko wymieniłam z nim parę zdań, zdobył moje serce doszczętnie, każdą jego cząsteczkę. Albo po prostu chciałam, aby tak było... Po bardzo krótkim czasie zapytał mnie o zostanie parą i tak oto żyjemy do dziś, razem, pod jednym dachem, w ustronnej części Beverly Hills, poznając się każdego dnia i pogłębiając swoje uczucia względem siebie. 

-Wczorajsza noc była wspaniała-szepcze tuż w płatek mojego ucha, na co diametralnie staję się rumiana na twarzy, wspominając naszą wspólną, ostatnią noc. Cóż, muszę przyznać mu rację, ta noc była nieziemska.-Co powiesz na jej kontynuację?-pyta, zaczynając swoimi pulchnymi wargami całować skrawek po skrawku na boku mojej szyi. 

Odprężam się pod jego dotykiem, niemal godząc się na jego propozycje, lecz w ostatniej chwili przypomina mi się podobno ważne spotkanie, na które wezwała mnie pani manager. Z niechęcią odsuwam jego twarz od swojej szyi, w dłoniach trzymając kłujące od zarostu policzki, patrząc mu głęboko w oczy. 

-Jestem umówiona Ricky-przyznaję mu, na co wzdycha ciężko, opadając swoim ciężarem na moje o wiele bardziej lekkie ciało. 

-Po raz, kurwa, kolejny... 

*** 

Justin's POV 

-Wow, stary, nieźle się tu urządziłeś-gwiżdżę z podziwem, gdy wchodzimy do wnętrza apartamentowca Andrew w centrum Downtown. 

Wszystko komponuje się ze sobą, utrzymując się w odcieniach brązu oraz beżu. Panuje tutaj idealny porządek, wszystko ma swoje miejsce, każde lustro lśni, podobnie jak podłoga, po której nawet boję się chodzić, aby nie pobrudzić jej swoimi lekko już znoszonymi Adidasami. Tak, to zdecydowanie nowe życie. Nowe, lepsze życie. 

-Paręnaście tysięcy w to poszło, ale opłacało się-stwierdza niewzruszony, zdejmując niedbale swoje eleganckie, granatowe buty, które następnie kopie pod ścianę, nie przejmując się ich nierównym położeniem.-Nie przejmuj się, sprzątaczka przychodzi co drugi dzień-oznajmia, kiedy staranniej od niego pozbywam się obuwia, kładąc je równo pod ścianą. Trzeba szanować pracę tej biednej kobiety.-Chcesz coś do picia? Piwo? Whisky? Wódka?-pyta zapewne z kuchni, gdy staram się go odnaleźć w tym jakże obszernym mieszkaniu. Na szczęście nie trwa to wieki jak przypuszczałem i chwilę później również znajduję się w kuchni, która wygląda jak nowa, nieużywana. 

-Poproszę sok, jeżeli masz-odpowiadam grzecznie, nie wyobrażając sobie pić o tak wczesnej porze. 

Przyjaciel spogląda na mnie przez ramię, patrząc na mnie jakbym urwał się z choinki czy przybył z innej planety, w międzyczasie wyjmując karton soku winogronowego, zamykając cicho ciemno srebrną lodówkę. Ignorując jego wzrok na mojej osobie, rozglądam się po wnętrzu kuchni, nie mogąc w dalszym ciągu uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że naprawdę tu jestem, aby odrodzić się. Moje przemyślenia przerywa stawiana przede mną szklanka pełna fioletowej cieczy. Dziękuję mu pod nosem, biorąc mały łyk zimnego napoju, który mrozi moje zęby. W tej samej chwili do mojego przyjaciela przychodzi wiadomość SMS. Wyjmuje swojego, dużego jak cała moja dłoń, iPhone'a, szybko coś na nim wpisując. Przeklina pod nosem po odczytaniu treści wiadomości. 

-Na śmierć zapomniałem-uderza otwartą dłonią w czoło, zamykając szczelnie oczy. Marszczę w niezrozumieniu brwi na jego zachowanie.-Jestem dziś umówiony na jakieś spotkanie z początkującą gwiazdeczką w sprawie jakiejś sesji-tłumaczy, na co mruczę pod nosem ciche 'aaa'. 

-Więc na nie idź. Jestem dużym chłopcem-wzruszam lekko ramionami, udając niewzruszonego, chociaż w środku nie chcę zostawać tutaj sam, zaledwie jakąś godzinę po locie. 

-Jesteś pewny? Zawsze mogę to przełożyć... 

-Jasne, możesz iść, dam sobie radę. Nie chcę, żeby praca uciekła Ci sprzed nosa-mówię jak najbardziej pewnie, w drugim zdaniu nie kłamiąc. Naprawdę nie chcę, aby taka okazja przeleciała mu obok nosa.-Może będzie seksowna-uśmiecham się łobuzersko, na co zaczyna się śmiać, przybijając mi piątkę. 

-Oby stary, oby-mówi, nadal się śmiejąc. Ale i tak nikt nie będzie tak samo seksowny jak moja Ariana... 

*** 

Ariana's POV 

-No i gdzie on do cholery jest?-mamrocze do siebie pod nosem Jennifer, stukając swoimi żelowymi paznokciami o blat dębowego biurka. 

Przewracam niewidocznie dla niej oczami, w dalszym ciągu nie zdejmując wzroku z ekranu mojego najnowszego telefonu służbowego, którym obdarowała mnie pani manager. Kazała mi go używać do wykonywania służbowych połączeń, dodawania czegokolwiek na portale społecznościowe, a w skrajnych przypadkach nawet do zapisywania tekstów piosenek, ale to naprawdę bardzo skrajnych. Gdyby nie daj Bóg ktoś skradł go czy bym go zgubiła... Aktualnie jestem w trakcie czytania Tweet'ów dodanych na mój temat, co jest bardzo miłe, ponieważ większość z nich jest pozytywna. Oczywiście, są osoby, które nie przepadają za moją osobą, lecz to właśnie one dają mi kopa do dalszego działania i pokazania im jak bardzo się mylą. 

-Panno Merlino, pan Andrew Gahan zjawił się-słysząc to nazwisko, szeroko otwieram powieki, z wszystkich sił starając się, aby szczęka nie poszła w ich ślady. Cholera, może to tylko zbieg okoliczności? Błagam, niech to będzie zbieg okoliczności! 

-Niech wejdzie-macha lekceważąco dłonią moja managerka, na co jej asystentka potulnie przytakuje, zapraszając fotografa do środka. 

-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, korki, rozumie...-urywa tak dobrze znany mi głos, gdy znając życie spostrzega kim jestem.-Ariana? Co Ty tutaj robisz?-pyta zaskoczony moją obecnością, tak samo jak ja jestem zaskoczona jego obecnością. 

-Znacie się?-pyta zdezorientowana Jennifer, gdy w dalszym ciągu nie odpowiadam na zadane przez dawnego znajomego pytanie. 

-T-tak, kiedyś spędzaliśmy dużo czasu razem-odpowiada za naszą dwójkę Andrew, najbliższy przyjaciel... jego

Nie po to wyjeżdżałam z Kanady, aby teraz spotykać dawnych znajomych na okrągło! Chciałam zapomnienia, chwili odskoczni, być może zdobycia sławy! I udawało mi się do tego czasu i dalej by to trwało, gdyby nie on! Najlepszy przyjaciel mojego byłego chłopaka, którego pozotawiłam w Kanadzie! Czy Bóg aż tak mocno mnie nie lubi? Za jakie grzechy w ogóle to spotyka akurat mnie?! Za wszystkie szczerze przepraszam, tylko niech on magicznie zniknie! 

-Cóż, to chyba nawet i lepiej. Będziecie czuć się bardziej swobodnie w swoim towarzystwie na planie-mówi ucieszona, na co z przerażeniem przenoszę swój wzrok na nią. Chwila, jakim do cholery planie?! On ma grać ze mną w teledysku?!-Ariana, Andrew zajmie się sesją promującą Twój pierwszy singiel, sesją na okładkę płyty oraz do magazynu Billboard. Prawdopodobnie również zostanie przydzielone mu nakręcenie co najmniej trzech teledysków-tłumaczy manager, powodując palpitacje mojego biednego serca. Czy to są jakieś żarty?! Czemu to zawsze spotyka tylko i wyłącznie mnie?! 

*** 

Justin's POV 

-Justin!-przerażony krzyk Andrew roznosi się po całym apartamentowcu, gdy tylko przekracza jego próg.-Justin!-powtarza, nie dając mi ani chwili na jakąkolwiek odpowiedź. 

-W salonie!-krzyczę wyłącznie, a już po sekundzie wpada do pomieszczenia cały zdyszany, z kroplami potu na czole. Pochyla się delikatnie, układając dłonie na kolanach, z trudem łapiąc powietrze. 

-Spotkałem ją... Cholera, ja będę z nią pracował!-dyszy, patrząc z lekkim strachem w moje oczy, na co marszczę w niezrozumieniu brwi, a czoło idzie w ich ślady. 

-Andrew, mów jaśniej, w ogóle nie wiem o co Ci chodzi!-proszę go w dość rozkazujący sposób, na co bierze głęboki wdech. 

-Ariana. Widziałem ją. To ona jest tą gwiazdeczką. To dla niej będę pracował!-mówi na jednym wydechu, utrzymując kamienny wyraz twarzy. 

Gdybym w tym momencie stał, zapewne padłbym na tę kanapę jak słup. Gdyby moja szczęka nie miała zawiasów, zapewne leżałaby na podłodze, a oczy dawno wyleciałyby z orbit. To niemożliwe. To co on mówi nie może być prawdą. To tylko kiepski żart, tak?! Gdy przypatruję się jego twarz, nie zauważam ani grama rozbawienia, czysta powaga. Nie, nie, nie, to nie miało być tak! Miałem wyjechać, zapomnieć i żyć nowym życiem, z dala od jej tematu! A gdy wszystko zaczęło wyglądać dobrze, oczywiście musiało się zepsuć! 

-Żartujesz?-prycham, na co z powagą kręci głową na znak zaprzeczenia.-To musi być jakiś chory żart!-krzyczę, wstając z kanapy i podchodząc jak najbliżej niego.-To musi być żart!-powtarzam krzykiem, potrząsając jego ramionami, które diametralnie napina. 

-Nie żartuję Justin!-odkrzykuje w moją twarz, na co cały zastygam. Naprawdę nie kłamie. Naprawdę będzie z nią pracował. Będzie blisko mojej małej księżniczki. Tak cholernie blisko... 

Wtem do mojej głowy wpada myśl. Myśl bardzo przeciwna tej, z którą tu przyjechałem. Myśl, która nie zadowoli nikogo oprócz mnie. Ale czego nie robi się z miłości, prawda? 

-Muszę zostać Twoim asystentem-stwierdzam poważnie, na co parska niepohamowanym śmiechem, lecz przestaje, gdy zauważa dalszą powagę na mojej twarzy. 

-Co?!-pyta zaskoczony, pozostawiając lekko uchylone wargi. 

-Muszę zostać Twoim pomocnikiem. Muszę z powrotem mieć moją księżniczkę przy sobie. Muszę ją kurwa odzyskać...
~*~
Oto i pierwszy rozdział! Mam nadzieję, iż taka tematyka również się Wam spodoba :)
Jakie wrażenia po przeczytaniu? ;) To dopiero pierwszy rozdział, wiem, ale mam nadzieję, że wzbudził w Was chociaż małe zainteresowanie!
Czytasz? Skomentuj! Proszę, to dla mnie naprawdę ważne!
Podoba się? Poleć znajomym! :)