poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 4. + PRZEPROSINY

Justin's POV 

Jasne, dzienne światło padające przez duże okiennice do wnętrza pomieszczenia, w tym wprost na mój prawy profil, powoduje, iż dalsze spełnianie marzeń w przepięknym śnie jest niemożliwe. Jęczę w puszystą poduszkę, gdy niesamowity ból rozprzestrzeniania się na całej powierzchni mojej głowy. Suchość w gardle wyłącznie upewnia mnie w tym, iż jest to kac... A jak to powiadają "Kac morderca nie ma serca". Och, zdecydowanie się z tym zgadzam... 

Biorę głęboki wdech, marszcząc brwi, gdy wyczuwam nieznany mi dotąd zapach proszku do prania, którym pachnie poszewka poduszki, na której spoczywa moja głowa. Otwieram gwałtownie powieki, od razu tego żałując przez palące słońce padające wprost na nieprzygotowane na to gałki oczne. Z powrotem zamykam oczy, licząc w głowie do dziesięciu, a następnie ponawiam próbę otworzenia oczu, tym razem z pozytywnym zakończeniem. 

Od razu w oczy rzuca mi się kolor ścian. Są one pomalowane na kolor café latte. Następnie duże, trzyskrzydłowe okno z widokiem na odległe Los Angeles, zieleń oraz piaszczyste pagórki. Powoli przewracam się z brzucha na plecy, zauważając, iż leżę na królewskich rozmiarów łożu, okryty do połowy śnieżnobiałą kołdrą. Do tego leżę również pół nagi, wyłącznie w bokserkach. Okej, co się wczoraj wydarzyło i co to za miejsce?! 

Czuję nagły skręt żołądka, a wcześniej spożyty alkohol z powrotem wraca do mojego przełyku. Zakrywam dłonią wargi, panicznie rozglądając się za czymś, gdzie spokojnie będę mógł opróżnić swój żołądek, lecz nic takiego nie rzuca mi się w oczy, przez co po prostu wychylam twarz poza brzeg łóżka, na podłodze znajdując dużą miskę na pranie, w której parę sekund później ląduje wczorajszy alkohol oraz jedzenie. Wymęczony naturalnym czyszczeniem zawartości żołądka, ponownie pokładam się płasko na plecach, patrząc w śnieżnobiały sufit, który skąpany jest w promieniach słonecznych. 

-Oczywiście, idź i gładź jego plecy, gdy będzie wymiotował na Twoją ulubioną pościel, życzę miłej zabawy!-patrzę w kierunku wysokich, dwuskrzydłowych drzwi pomalowanych białą farbą, ze złotymi klamkami, gdy zgłuszony krzyk dociera do moich uszu. 

Chwilę później klamka powoli opada pod naciskiem osoby po drugiej stronie drzwi, która również delikatnie pcha drzwi do wnętrza pomieszczenia, w którym się znajduję. Przez uchylony skrawek mogę spostrzec, iż jest to nikt inny jak moja pierwsza, prawdziwa miłość- Ariana. Wstrzymuję oddech, gdy również na mnie patrzy, zauważając, iż już nie śpię. Otwiera szerzej drzwi, ukazując się całkowicie. Ubrana jest w słodkie onesie błękitnego jednorożca z białym brzuszkiem oraz pudrowo-różowymi łatami. Nie ma na twarzy ani grama makijażu, włosy skryte są pod kapturem z rogiem, a jej małe stópki są bose, tak jak lubi najbardziej. 

-Dzień dobry-uśmiecha się nieśmiało, wybudzając mnie ze snu na jawie. Zamykam wargi, które nieświadomie same uchylają się na jej widok, cicho odchrząkując. 

-Dzień dobry-odpowiadam niepewnie, po raz kolejny rozglądając się po wnętrzu przestronnego pomieszczenia, na koniec skupiając swój wzrok na niej.-Co ja tutaj robię?-pytam z mało inteligentnym wyrazem twarzy, powodując u niej cichy napad śmiechu, na którego dźwięk kąciki warg same pną się ku górze. 

-O ile wzrok mnie nie myli, to leżysz-odpowiada z przekąsem, przez co czuję się delikatnie zażenowany.-A tak na poważnie, wczoraj upiłeś się w trzy dupy, a ja, jako dobra przyjaciółka, przyszłam Ci z odsieczą-tłumaczy, lecz nie mam możliwości nic jej odpowiedzieć przez kolejny ścisk żołądka. 

Po raz kolejny tego poranka wychylam się poza granice łóżka, otwierając usta, z których ulatuje rzadka substancja. Słyszę jak jej drobne stópki obijają się od drewnianą podłogę, gdy biegnie w moim kierunku, wskakując na materac łóżka za moimi plecami, zaczynając okrężnymi ruchami dłoni gładzić moje nagie plecy. Sprawia to, iż po raz kolejny zaczynam wymiotować, lecz dzięki temu czuję się o wiele lepiej. 

-Dziękuję-mamroczę przemęczonym tonem głosu, nadal pochylając się nad miską, tak na wszelki wypadek. 

-Nie ma za co. W końcu od tego są przyjaciele, co? 

*** 

Ariana's POV 

Nazywając Justina swoim przyjacielem, czułam się... Dziwnie. Nigdy nie przypuszczałam, że takie określenie jego osoby padnie z moich ust. Zaskakująco, Justin nijak zareagował na taki tytuł, co w sumie mnie zadowala, ponieważ najwyraźniej on również uważa nas za przyjaciół. Po serii opróżniania żołądka przez Justina, udało mi się wyciągnąć go z łóżka w pretekście pokazania mu domu. Tak naprawdę nie chciałam zbyt długo przebywać z nim sam na sam, do tego, gdy mój obecny chłopak kręci się tuż gdzieś za ścianą. 

-A to jest kuchnia-przedstawiam kolejne pomieszczenie, w którego progi wkraczamy, na co Justin przytakuje z zachwytem, rozglądając się po każdym jego zakątku. 

-Twój dom jest... Niesamowity-przyznaje w końcu, gdy zajmuje miejsce przy wysepce kuchennej, a ja zabieram się za przygotowanie pożywnego, lekkiego śniadania dla niego. 

Dziękuję mu nieśmiało pod nosem, wspominając początki naszego związku, gdy jeszcze planowaliśmy wspólną przyszłość. Zawsze w naszych wyobrażeniach był duży, rodzinny dom z małym ogródkiem, który miał być moim zakątkiem oraz jednym koszem do gry dla niego i naszego syna. Mieliśmy mieć dwójkę, góra trójkę, dzieci oraz małego szczeniaczka, który dorastałby razem z nimi. Mieliśmy być kochającą się, wspierającą rodziną, a będąc sam na sam z nim, jako moim mężem, mieliśmy zachowywać jak najdrożsi kochankowie. No właśnie, mieliśmy... Teraz to już tylko wspomnienia, które wątpię, aby po raz kolejny odnalazły światło dzienne. 

-Smacznego-życzę, gdy stawiam przed nim talerz z kromką pełnoziarnistego chleba z grubą warstwą chudego twarogu oraz paroma kroplami miodu, tabletką na ból głowy oraz szklanką chłodnej, źródlanej wody. 

Dziękuje mi pod nosem, niepewnie zabierając się za spożycie przygotowanego przeze mnie śniadania. Mimo, iż osobiście jestem weganką, to posiadam w swojej lodówce produkty pochodzenia zwierzęcego ze względu na Rickiego, który zrezygnował z mięsa, lecz innych zmian nie chciał przyjąć. A gdy już mowa o Ricky'm... Ciekawe gdzie on się podziewa. 

-Och, widzę, że już okupujecie kuchnię!-o wilku mowa. Podpieram wyprostowane ramiona na jednym z blatów, na którym przygotowałam Justinowi śniadanie, spuszczając twarz w dół.-Miło mi Cię poznać, jestem Ricky, chłopak Ariany-wita się z, zapewne, zdziwionym ciemnym blondynem, a jego słowa aż ociekają sarkazmem. Do tego, specjalnie podkreśla słowo 'chłopak', co już jest lekko nie na miejscu. 

-Justin-mamrocze nieśmiało Bieber.-Przyjaciel Ariany-również to podkreśla, na co diametralnie unoszę twarz ku górze, przyglądając się szeroko otwartymi oczami szafce, która zawieszona jest akurat na ich wysokości. Cholera, powiedział to... Przyznał, że to tylko przyjaźń... 

*** 

Stos czasopism damskich oraz dla nastolatek ląduje z cichym hukiem na blacie dębowego biurka, na co podskakuję w swoim fotelu, kuląc ramiona oraz spuszczając głowę, aby w połowie rozpuszczone włosy zakryły większość część twarzy. 

-Czy możesz mi wytłumaczyć co to jest?!-głos managerki rozchodzi się echem po gabinecie, w którym przebywamy, trafiając do mnie ze zdwojoną siłą. 

Nieśmiało unoszę wzrok na okładkę czasopisma dla nastolatek, zastając tam zdjęcie moje i Justina z wczorajszej nocy. Ja ze spuszczoną głową, tak, aby włosy skryły moją twarz oraz nieprzytomny już Justin uwieszony na moim ramieniu. Przegryzam dolną wargę, nieśmiało unosząc wzrok na złą managerkę, która karci mnie swoim matczynym wzrokiem. 

-Nie po to pracuję na Twój wizerunek, abyś psuła go w jeden wieczór!-karci moją osobę. 

-Nic przecież nie zrobiłam-stwierdzam zgodnie z prawdą, słabo wzruszając ramionami, na co kobieta przede mną prycha. 

-Złotko, chyba muszę Ci coś uświadomić-stwierdza tajemniczym mamrotaniem.-To nie jest już Twoja Kanada. Teraz jesteś w Kalifornii, do tego wybrałaś taki zawód, a nie inny i każdy Twój ruch będzie teraz monitorowany. Co z tego, że ja i Ty wiemy, że nie zrobiłaś nic złego, skoro oni mają swoją rację, której słucha się większość społeczeństwa?-uświadamia mi dosadnie. Ma rację. Ma całkowitą rację! 

-I co ja mam teraz zrobić?-jąkam spanikowana, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. 

-Najlepiej będzie jak zaczniesz się spotykać z tym chłopakiem częściej, ale nie zbyt często i wytłumaczysz im, że jesteście tylko przyjaciółmi. Jest to możliwe?-pyta, unosząc jedną ze swoich wyregulowanych brwi. 

-T-tak, wydaję mi się, że tak-jąkam w odpowiedzi, w głowie przeprowadzając wojnę między argumentami za i przeciw. Oczywiście, tych drugich uzbierało się więcej, lecz w tym świecie nie należy kierować się zdrowym rozsądkiem — trzeba najpierw zająć się swoim dobrem, aby później móc pomóc innym...
~*~
Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam za to, że tak długo musieliście czekać na rozdział! :(
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie oprócz tego, iż zaczęła się szkoła, dla mnie kompletnie nowa, i chcę już od samego początku wykazać się w niej jak najlepiej potrafię, co wiąże się niestety z brakiem wolnego czasu!
Mam nadzieję, że pomimo mojej nieobecności pozostała choć garstka osób, dla których mogę w dalszym ciągu pisać to ff. Postaram się, aby następny rozdział (który jest już zaczęty) pojawił się jeszcze na początku następnego tygodnia! 

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Już myślałam że nie wrócisz... Czekam na next. All love 💜💚💙

    OdpowiedzUsuń