poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 1.

Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Podoba się? :) Poleć znajomym!
~*~
Justin's POV 

"Pasażerowie lotu A132 z Toronto, Kanada do Los Angeles, Kalifornia proszeni są o udanie się do bramek numer 38 i 39, dziękuję.

Wzdycham smutno, gdy głos pracownicy lotniska urywa się, a moi towarzysze dzisiejszego lotu powoli zbierają się do wyznaczonego przez nią miejsca. 

Wylot do Kalifornii jest wspólnym pomysłem, moim i mojej rodziny, odkąd wszystko w rodzimym mieście zaczęło przypominać mi . Mój przyjaciel, Andrew, który zamieszkuje Los Angeles już od jakiegoś czasu, zaproponował mi przygarnięcie pod swój dach, na co, po omówieniu szczegółów z rodzicami, zgodziłem się. Andrew zawsze starał się, żeby było mi jak najlepiej, za co jestem mu wdzięczny z całego serca i ma on u mnie dług wdzięczności do końca życia. Bez niego nie wiem jak dłużej wytrzymałbym w tym przeklętym Toronto... 

Moja kolej na ukazanie dokumentu oraz biletu na dzisiejszy dzień nadeszła szybciej niż przypuszczałem, a już po chwili kulturalna pracownica w swoim służbowym stroju grzecznie przepuściła mnie dalej, wprost do szybu, który prowadzi prosto do latającej maszyny. 

I nagle do mojego mózgu dotarły wszelkie możliwe obawy i argumenty przeciwko wejściu do wnętrza samolotu. Co jeśli to wcale nie jest taki dobry pomysł? Co jeśli tak naprawdę nie chcę o niej zapomnieć, jest to po prostu nacisk moich bliskich? Nie. Ja nie chcę zapomnieć. Ja muszę zapomnieć...

***

Po pięciu godzinnym locie w końcu trafiliśmy na LAX, gdzie już powinien czekać Andrew. Pomimo tak długiego lotu w towarzystwie wielu płaczących dzieci, krzyczących mam i tatusiów zboczeńców, którzy nie potrafili opędzić się od alkoholu serwowanego przez szczupłe, całkiem ładne stewardessy, to muszę przyznać, że nadal jestem odrobinę podekscytowany nowym rozdziałem, który ma się tu rozpocząć. 

Po odnalezieniu swojej walizki pośród wielu takich samych, w końcu mogę wyjść na powitanie ze swoim starym kumplem. Na szczęście mało co się zmienił od naszego ostatniego spotkania i bez problemu odnajduję go tuż nieopodal szklanych, rozsuwanych na boki drzwi automatycznych. Uśmiechamy się do siebie szeroko już z daleka. 

-Tak dawno się nie widzieliśmy, co, młody?!-pyta podekscytowanym głosem, klepiąc moje plecy z głośnym hukiem podczas naszego męskiego uścisku powitalnego. 

-No trochę minęło-wzdycham z trudem, uśmiechając się smutno na wspomnienia związane z rodzimą Kanadą i nią w roli głównej.-Dzięki za przygarnięcie mnie-dodaję niemal natychmiast, starając się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze. 

-Żaden problem, wszystko dla starego kumpla-mówi z szerokim bananem na twarzy, który ukazuje jego śnieżnobiały uśmiech.-To co, gotowy na nowy rozdział w życiu?-pyta, a jego ramię pada na moje, gdy kierujemy się na świeże, kalifornijskie, duszne powietrze. 

Dobre pytanie. Czy jestem gotowy na nadchodzące zmiany w moim życiu? Czy uda mi się zapomnieć o wszystkim co pozostało w Kanadzie? Czy zdołam zapomnieć o niej?

-Wiesz co stary?-pytam retorycznie.-Tak, jestem gotowy... 

*** 

Ariana's POV 

Budzę się, gdy na moim policzku odczuwam delikatne, mokre pocałunki, dzięki którym od razu szeroko się uśmiecham, zdradzając, iż już nie śpię. Są one składane przez mojego obecnego chłopaka, Rickiego, z którym jestem w sumie od niedawna. 

-Wiem, że nie śpisz mały śpiochu-naśmiewa się ze mnie, cały czas całując mój policzek swoimi coraz to bardziej suchymi wargami. Chichoczę na jego słowa, w jednej sekundzie otwierając oczy, aby ujrzeć jego radosną twarz tuż naprzeciw mojej. 

Mój i Rickiego związek rozpoczął się na przesłuchaniu. Jako początkująca gwiazda, która odnalazła swojego managera, podjęłam razem z nim decyzję o odbyciu castingu, aby znaleźć tancerzy na najbliższe eventy. I tak oto nadszedł Ricky - najlepszy tancerz w całej grupie. Od razu wzbudził u mnie pozytywne emocje, może nawet małe zauroczenie jego wyglądem. A gdy tylko wymieniłam z nim parę zdań, zdobył moje serce doszczętnie, każdą jego cząsteczkę. Albo po prostu chciałam, aby tak było... Po bardzo krótkim czasie zapytał mnie o zostanie parą i tak oto żyjemy do dziś, razem, pod jednym dachem, w ustronnej części Beverly Hills, poznając się każdego dnia i pogłębiając swoje uczucia względem siebie. 

-Wczorajsza noc była wspaniała-szepcze tuż w płatek mojego ucha, na co diametralnie staję się rumiana na twarzy, wspominając naszą wspólną, ostatnią noc. Cóż, muszę przyznać mu rację, ta noc była nieziemska.-Co powiesz na jej kontynuację?-pyta, zaczynając swoimi pulchnymi wargami całować skrawek po skrawku na boku mojej szyi. 

Odprężam się pod jego dotykiem, niemal godząc się na jego propozycje, lecz w ostatniej chwili przypomina mi się podobno ważne spotkanie, na które wezwała mnie pani manager. Z niechęcią odsuwam jego twarz od swojej szyi, w dłoniach trzymając kłujące od zarostu policzki, patrząc mu głęboko w oczy. 

-Jestem umówiona Ricky-przyznaję mu, na co wzdycha ciężko, opadając swoim ciężarem na moje o wiele bardziej lekkie ciało. 

-Po raz, kurwa, kolejny... 

*** 

Justin's POV 

-Wow, stary, nieźle się tu urządziłeś-gwiżdżę z podziwem, gdy wchodzimy do wnętrza apartamentowca Andrew w centrum Downtown. 

Wszystko komponuje się ze sobą, utrzymując się w odcieniach brązu oraz beżu. Panuje tutaj idealny porządek, wszystko ma swoje miejsce, każde lustro lśni, podobnie jak podłoga, po której nawet boję się chodzić, aby nie pobrudzić jej swoimi lekko już znoszonymi Adidasami. Tak, to zdecydowanie nowe życie. Nowe, lepsze życie. 

-Paręnaście tysięcy w to poszło, ale opłacało się-stwierdza niewzruszony, zdejmując niedbale swoje eleganckie, granatowe buty, które następnie kopie pod ścianę, nie przejmując się ich nierównym położeniem.-Nie przejmuj się, sprzątaczka przychodzi co drugi dzień-oznajmia, kiedy staranniej od niego pozbywam się obuwia, kładąc je równo pod ścianą. Trzeba szanować pracę tej biednej kobiety.-Chcesz coś do picia? Piwo? Whisky? Wódka?-pyta zapewne z kuchni, gdy staram się go odnaleźć w tym jakże obszernym mieszkaniu. Na szczęście nie trwa to wieki jak przypuszczałem i chwilę później również znajduję się w kuchni, która wygląda jak nowa, nieużywana. 

-Poproszę sok, jeżeli masz-odpowiadam grzecznie, nie wyobrażając sobie pić o tak wczesnej porze. 

Przyjaciel spogląda na mnie przez ramię, patrząc na mnie jakbym urwał się z choinki czy przybył z innej planety, w międzyczasie wyjmując karton soku winogronowego, zamykając cicho ciemno srebrną lodówkę. Ignorując jego wzrok na mojej osobie, rozglądam się po wnętrzu kuchni, nie mogąc w dalszym ciągu uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że naprawdę tu jestem, aby odrodzić się. Moje przemyślenia przerywa stawiana przede mną szklanka pełna fioletowej cieczy. Dziękuję mu pod nosem, biorąc mały łyk zimnego napoju, który mrozi moje zęby. W tej samej chwili do mojego przyjaciela przychodzi wiadomość SMS. Wyjmuje swojego, dużego jak cała moja dłoń, iPhone'a, szybko coś na nim wpisując. Przeklina pod nosem po odczytaniu treści wiadomości. 

-Na śmierć zapomniałem-uderza otwartą dłonią w czoło, zamykając szczelnie oczy. Marszczę w niezrozumieniu brwi na jego zachowanie.-Jestem dziś umówiony na jakieś spotkanie z początkującą gwiazdeczką w sprawie jakiejś sesji-tłumaczy, na co mruczę pod nosem ciche 'aaa'. 

-Więc na nie idź. Jestem dużym chłopcem-wzruszam lekko ramionami, udając niewzruszonego, chociaż w środku nie chcę zostawać tutaj sam, zaledwie jakąś godzinę po locie. 

-Jesteś pewny? Zawsze mogę to przełożyć... 

-Jasne, możesz iść, dam sobie radę. Nie chcę, żeby praca uciekła Ci sprzed nosa-mówię jak najbardziej pewnie, w drugim zdaniu nie kłamiąc. Naprawdę nie chcę, aby taka okazja przeleciała mu obok nosa.-Może będzie seksowna-uśmiecham się łobuzersko, na co zaczyna się śmiać, przybijając mi piątkę. 

-Oby stary, oby-mówi, nadal się śmiejąc. Ale i tak nikt nie będzie tak samo seksowny jak moja Ariana... 

*** 

Ariana's POV 

-No i gdzie on do cholery jest?-mamrocze do siebie pod nosem Jennifer, stukając swoimi żelowymi paznokciami o blat dębowego biurka. 

Przewracam niewidocznie dla niej oczami, w dalszym ciągu nie zdejmując wzroku z ekranu mojego najnowszego telefonu służbowego, którym obdarowała mnie pani manager. Kazała mi go używać do wykonywania służbowych połączeń, dodawania czegokolwiek na portale społecznościowe, a w skrajnych przypadkach nawet do zapisywania tekstów piosenek, ale to naprawdę bardzo skrajnych. Gdyby nie daj Bóg ktoś skradł go czy bym go zgubiła... Aktualnie jestem w trakcie czytania Tweet'ów dodanych na mój temat, co jest bardzo miłe, ponieważ większość z nich jest pozytywna. Oczywiście, są osoby, które nie przepadają za moją osobą, lecz to właśnie one dają mi kopa do dalszego działania i pokazania im jak bardzo się mylą. 

-Panno Merlino, pan Andrew Gahan zjawił się-słysząc to nazwisko, szeroko otwieram powieki, z wszystkich sił starając się, aby szczęka nie poszła w ich ślady. Cholera, może to tylko zbieg okoliczności? Błagam, niech to będzie zbieg okoliczności! 

-Niech wejdzie-macha lekceważąco dłonią moja managerka, na co jej asystentka potulnie przytakuje, zapraszając fotografa do środka. 

-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, korki, rozumie...-urywa tak dobrze znany mi głos, gdy znając życie spostrzega kim jestem.-Ariana? Co Ty tutaj robisz?-pyta zaskoczony moją obecnością, tak samo jak ja jestem zaskoczona jego obecnością. 

-Znacie się?-pyta zdezorientowana Jennifer, gdy w dalszym ciągu nie odpowiadam na zadane przez dawnego znajomego pytanie. 

-T-tak, kiedyś spędzaliśmy dużo czasu razem-odpowiada za naszą dwójkę Andrew, najbliższy przyjaciel... jego

Nie po to wyjeżdżałam z Kanady, aby teraz spotykać dawnych znajomych na okrągło! Chciałam zapomnienia, chwili odskoczni, być może zdobycia sławy! I udawało mi się do tego czasu i dalej by to trwało, gdyby nie on! Najlepszy przyjaciel mojego byłego chłopaka, którego pozotawiłam w Kanadzie! Czy Bóg aż tak mocno mnie nie lubi? Za jakie grzechy w ogóle to spotyka akurat mnie?! Za wszystkie szczerze przepraszam, tylko niech on magicznie zniknie! 

-Cóż, to chyba nawet i lepiej. Będziecie czuć się bardziej swobodnie w swoim towarzystwie na planie-mówi ucieszona, na co z przerażeniem przenoszę swój wzrok na nią. Chwila, jakim do cholery planie?! On ma grać ze mną w teledysku?!-Ariana, Andrew zajmie się sesją promującą Twój pierwszy singiel, sesją na okładkę płyty oraz do magazynu Billboard. Prawdopodobnie również zostanie przydzielone mu nakręcenie co najmniej trzech teledysków-tłumaczy manager, powodując palpitacje mojego biednego serca. Czy to są jakieś żarty?! Czemu to zawsze spotyka tylko i wyłącznie mnie?! 

*** 

Justin's POV 

-Justin!-przerażony krzyk Andrew roznosi się po całym apartamentowcu, gdy tylko przekracza jego próg.-Justin!-powtarza, nie dając mi ani chwili na jakąkolwiek odpowiedź. 

-W salonie!-krzyczę wyłącznie, a już po sekundzie wpada do pomieszczenia cały zdyszany, z kroplami potu na czole. Pochyla się delikatnie, układając dłonie na kolanach, z trudem łapiąc powietrze. 

-Spotkałem ją... Cholera, ja będę z nią pracował!-dyszy, patrząc z lekkim strachem w moje oczy, na co marszczę w niezrozumieniu brwi, a czoło idzie w ich ślady. 

-Andrew, mów jaśniej, w ogóle nie wiem o co Ci chodzi!-proszę go w dość rozkazujący sposób, na co bierze głęboki wdech. 

-Ariana. Widziałem ją. To ona jest tą gwiazdeczką. To dla niej będę pracował!-mówi na jednym wydechu, utrzymując kamienny wyraz twarzy. 

Gdybym w tym momencie stał, zapewne padłbym na tę kanapę jak słup. Gdyby moja szczęka nie miała zawiasów, zapewne leżałaby na podłodze, a oczy dawno wyleciałyby z orbit. To niemożliwe. To co on mówi nie może być prawdą. To tylko kiepski żart, tak?! Gdy przypatruję się jego twarz, nie zauważam ani grama rozbawienia, czysta powaga. Nie, nie, nie, to nie miało być tak! Miałem wyjechać, zapomnieć i żyć nowym życiem, z dala od jej tematu! A gdy wszystko zaczęło wyglądać dobrze, oczywiście musiało się zepsuć! 

-Żartujesz?-prycham, na co z powagą kręci głową na znak zaprzeczenia.-To musi być jakiś chory żart!-krzyczę, wstając z kanapy i podchodząc jak najbliżej niego.-To musi być żart!-powtarzam krzykiem, potrząsając jego ramionami, które diametralnie napina. 

-Nie żartuję Justin!-odkrzykuje w moją twarz, na co cały zastygam. Naprawdę nie kłamie. Naprawdę będzie z nią pracował. Będzie blisko mojej małej księżniczki. Tak cholernie blisko... 

Wtem do mojej głowy wpada myśl. Myśl bardzo przeciwna tej, z którą tu przyjechałem. Myśl, która nie zadowoli nikogo oprócz mnie. Ale czego nie robi się z miłości, prawda? 

-Muszę zostać Twoim asystentem-stwierdzam poważnie, na co parska niepohamowanym śmiechem, lecz przestaje, gdy zauważa dalszą powagę na mojej twarzy. 

-Co?!-pyta zaskoczony, pozostawiając lekko uchylone wargi. 

-Muszę zostać Twoim pomocnikiem. Muszę z powrotem mieć moją księżniczkę przy sobie. Muszę ją kurwa odzyskać...
~*~
Oto i pierwszy rozdział! Mam nadzieję, iż taka tematyka również się Wam spodoba :)
Jakie wrażenia po przeczytaniu? ;) To dopiero pierwszy rozdział, wiem, ale mam nadzieję, że wzbudził w Was chociaż małe zainteresowanie!
Czytasz? Skomentuj! Proszę, to dla mnie naprawdę ważne!
Podoba się? Poleć znajomym! :)

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) naprawdę zaciekawiło mnie twoje ff i czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Wow tematyka jest taka inna i świeża. Jestem ciekawa co dalej. Czekam na next. All love ❤

    OdpowiedzUsuń