poniedziałek, 26 września 2016

Rozdział 5.

Ariana's POV 

Do: Justin 
"Hej przyjacielu, masz dziś czas?" 

Chwilę zastanawiam się nad wysłaniem tej wiadomości do Justina, lecz ostatecznie klikam "Wyślij", a wiadomość ląduje u niego w telefonie. Powoli odkładam telefon przed siebie, uważnie przypatrując się czarnemu ekranowi telefonu bez choćby mrugnięcia. Czuję jak moje serce bije z każdą sekundą coraz szybciej i głośniej. Gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego, ekran rozjaśnia się, a muzyka charakterystyczna dla przychodzącej wiadomość roznosi się po całym pokoju. Szybko biorę telefon w dłonie, odblokowując go i wchodząc w wiadomości. 

Od: Justin 
"Hej przyjacielu płci pięknej! Dla Ciebie zawsze mogę mieć czas, a co?
Stęskniłaś się? 😉"

Mimowolnie unoszę kąciki warg, kręcąc z rozbawieniem głową. Lecz moja radość szybko przemija, gdy przypominam sobie dlaczego napisałam do ciemnego blondyna. Czuję się źle z myślą, iż tak wykorzystam jego osobę, lecz muszę jakkolwiek uratować swój tyłek i wizerunek.

Do: Justin
"Nie zapędzaj się tak kolego. Po prostu się nudzę, Ricky wyjechał do rodziny, a Ty byłeś pierwszą osobą, o której pomyślałam. Przyjadę po Ciebie około 12, pasuje? Tylko wyślij mi adres 😉"


Sekundę później miałam obecny adres chłopaka zapisany w notatkach. Usunęłam całą naszą konwersację, tak dla pewności, i z westchnięciem zaczęłam zbierać się do wstania z łóżka w ramach
przygotowań do popołudniowego spotkania z blondynem... 

*** 

Justin's POV 

Muszę przyznać, iż byłem mocno zaskoczony, gdy dzisiejszego ranka obudziła mnie wiadomość od nikogo innego jak od samej Ariany Grande i to jeszcze z taką, a nie inną treścią. Zaskoczenie szybko zmieniło się w niewyobrażalne szczęście, które nie opuszcza mojego ciała aż do teraz. Już od samego rana dokładnie przygotowuję się na nasze spotkanie, chcąc wyglądać przynajmniej w połowie dobrze tak jak ona wygląda za każdym razem, aby nie przynieść jej wstydu, gdybyśmy wpadli na pomysł, aby gdzieś wspólnie wyjść. 

Na szczęście Andrew miał dziś jakąś sesję, co dało mi wolną rękę do pożyczenia sobie z jego szafy markowego, ciemno granatowego polo od Tommiego Hilfigera oraz użycia perfum od Paco Rabanne One Million. Resztę dzisiejszego stroju dobrałem u siebie w szafie- czarne spodenki do kolan, tego samego koloru bokserki od Calvina Kleina, czarne, krótkie skarpetki oraz Vansy pod kolor koszulki. Grzywkę ułożyłem za pomocą specjalnej gumy o przyjemnym, męskim zapachu, a lewy nadgarstek ozdobiłem niezłą, złotą podróbą Rolexa. 

Jestem gotowy idealnie siedem minut przed dwunastą, dlatego postanawiam nie zwlekać i już teraz zejść na dół, aby poczekać na powietrzu na Arianę. Powiedzieć, że jestem podekscytowany, jest niedopowiedzeniem. Jestem więcej niż podekscytowany, jestem podniecony tym spotykaniem, oczywiście bez podtekstu erotycznego. Szeroki uśmiech nie schodzi z moich ust, gdy opuszczam progi klimatyzowanej windy, wychodząc na chłodny hol apartamentowca. Witam się radośnie z portierem budynku, który zmieszany odpowiada niewyraźne "Dzień dobry, miłego dnia". Nie przejmując się jego zachowaniem, wychodzę na duszne, kalifornijskie powietrze, z błogością wciągając zanieczyszczone powietrze przez nozdrza. 

Punktualnie o dwunastej przy krawężniku zatrzymuje się czarny, terenowy Chevrolet o przyciemnianych, niemal czarnych szybach. Jedna z nich opada w dół, ukazując tym samym moją kruszynkę, uśmiechniętą od ucha do ucha, która zachęca mnie gestem dłoni do wejścia do wnętrza samochodu, ponownie znikając za zamkniętą szybą. Zeskakuję co drugi schodek, otwierając drzwi od tylnego wejścia, zajmując wolne miejsce na skórzanej kanapie.

-Witaj przyjacielu, gotowy na niezapomnianą zabawę?-pyta z radosnym uśmiechem, przybliżając się do mnie. 

Przenoszę swój wzrok na jej osobę, krztusząc się powietrzem, gdy widzę jak dziś wygląda. Ubrana jest w czarną, krótką koszulkę na ramiączkach z koronkową naszywką, białą spódnicę z czarnymi wykończeniami u góry i u dołu oraz jeszcze jednym parę centymetrów na dolnym pasem oraz czarne, zamszowe obcasy. Jej szyję zdobi perłowy naszyjnik, a uszy kolczyki do kompletu. Do tego złota, luźna bransoletka na prawym nadgarstku oraz śnieżnobiałe paznokcie. Wygląda zjawisko, zresztą jak zawsze. 

-Jak nigdy dotąd-odpowiadam z lekkim jąkaniem, przełykając zebraną w ustach ślinę przez ściśnięte gardło. 

*** 

Ariana's POV 

Kiedy ujrzałam go takiego szczęśliwego, czekającego na mnie u szczytu schodów prowadzących do eleganckiego apartamentowca, poczułam się bardzo źle, lecz musiałam skryć to pod maską sztucznego uśmiechu, aby nie wyglądać podejrzanie w jego oczach. Muszę przyznać, że moje serce biło jak jeszcze nigdy dotąd, gdy zajął miejsce w samochodzie, a zapach moich ulubionych męskich perfum spoczywający na jego skórze przejął całe powietrze w pojeździe. Wygląda dziś tak dobrze, a pachnie jeszcze lepiej, tak, że to powinno być aż zakazane. 

-Starbucks? Czy to na pewno dobre rozwiązanie?-pyta zmieszany, gdy mój kierowca parkuje na najbliższym miejscu parkingowym nieopodal wejścia do kawiarni. 

Opuszczam swoją dłoń na jego, przysuwając się odrobinę bliżej jego spiętego ciała, nie spuszczając wzroku z szeroko otworzonych oczu chłopaka. Unoszę kąciki warg, widząc, jak w dalszym ciągu na mnie reaguje. 

-Uwierz mi, będzie dobrze. Chcę tylko napić się kawy z moim przyjacielem-przekonuję go, w dalszym ciągu delikatnie się uśmiechając, tak, jak lubił to najbardziej, gdy jeszcze byliśmy ze sobą blisko. 

Ulega mi, na co mój uśmiech poszerza się, a palce niewinnie splątują się z jego. Pukam cicho w szybę, dając znak kierowcy, że jesteśmy już gotowi do opuszczenia pojazdu. Otwiera dla naszej dwójki drzwi, za którymi czekają już wynajęci przez Jennifer paparazzi, którzy od razu biorą się do roboty. Popycham delikatnie Justina ku wyjściu, ponieważ odkąd tylko ich zobaczył znieruchomiał. 

-Jeżeli przeszkadzają Ci flesze spuść podbródek-radzę mu szeptem zanim jeszcze opuszczamy wnętrze pojazdu. 

Gdy tylko wychodzi na chodnik, spuszcza jak najniżej podbródek, ponieważ błyski fleszy stają się jeszcze bardziej natarczywe. Dwójka moich ochroniarzy od razu się nim zajmuje, zaczynając przedzierać się pomiędzy ludźmi z aparatami, w tym samym czasie chroniąc Justina, aby nie zrobili mu krzywdy. Wychodzę dopiero, gdy oni bezpiecznie dochodzą do celu i ochroniarze wracają po mnie. Dumnie kroczę w stronę wejścia do kawiarni zaraz za plecami moich "goryli", uśmiechając się kpiąco pod nosem. 

-Ariana kim jest ten chłopak?! Spotykacie się?!-krzyczy jeden z fotoreporterów, na co spoglądam w jego kierunku. 

-Jesteśmy przyjaciółmi-wyznaję tuż przed drzwiami kawiarni, przez co ich nawoływania są jeszcze głośniejsze, lecz urywają się, gdy tylko drzwi od kawiarni zamykają się za moimi plecami. 

Wzdycham pod nosem z ulgą, poprawiając dla pewności swoją fryzurę, zanim rozglądam się za swoim przyjacielem płci brzydkiej. Odnajduję go stojącego już niemal na początku kolejki prowadzącej do kasy, więc zaczynam iść w jego kierunku. Kątem oka widzę, że moja obecność wzbudza sensację wśród niektórych klientów, a gdy tylko staję u boku Justina, opierając się o jego ramię, niemal wszyscy nastolatkowie w kawiarni wyjmują potajemnie telefony, zaczynając robić nam zdjęcia. 

-Witamy w Starbucks, co podać?-pyta znużonym tonem blondynka stojąca za kasą, poprawiając okulary kujonki na czubku nosa, nawet nie racząc nas spojrzeniem. 

-Ja poproszę Iced Vanilla Latte z mlekiem sojowym, a Ty co chcesz Jay?-pytam go ze słodkim uśmiechem, gładząc opuszkami palców coraz to bardziej spięte mięśnie ramion. 

-Ja wezmę Caramel Crème Frappuccino-zamawia lekko spiętym tonem, pod koniec cicho odchrząkując. 

Blondynka zza lady w końcu obdarza nas swoim znudzonym spojrzeniem, które w chwili, gdy zauważa nas po drugiej stronie, diametralnie się zmienia. Szeroko otwiera powieki i tak samo szeroko uchyla wargi, wstrzymując przepływ powietrza do jej płuc. Uśmiecham się do niej dziewczęco, czując jak moja samoocena wzrasta o następne pięć punktów. Drżącym z emocji głosem pyta o nasze imiona, a następnie zapisuje je na plastikowych kubeczkach równie drżącymi dłońmi. Po zapłaceniu przez nas rachunku, informuje, że nasze zamówienie powinno być gotowe za parę chwil, dlatego odchodzimy od kasy, dając innym możliwość zamówienia swoich przysmaków. 

-Chodź, znajdziemy jakieś wolne miejsce-proponuję swojemu towarzyszowi, który widocznie nie czuje się zbyt zręcznie w tej sytuacji. 

-A nasze kawy?-pyta, gdy zaczynam ciągnąć go za dłoń w kierunku wolnego siedzenia w krańcu kawiarni. 

-Ochrona się tym zajmie-stwierdzam, jakby to było oczywiste, zajmując miejsce na jednej z kanap przy prostokątnym stole. 

Kiedy nadal stoi przy kanapie naprzeciwko mojej, nie spuszczając ze mnie natarczywego spojrzenia, klepię delikatnie blat stołu po drugiej stronie, bliżej niego, uśmiechając się zachęcająco. Wyrwany jakby ze snu, rzuca się na siedzisko naprzeciw mojego, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. Mój wzrok ani na sekundę nie opuszcza jego postury, co najwidoczniej go stresuje- cały czas zaciska mocno szczękę, czasem nawet zapomina wziąć oddechu, co jest w sumie słodkie i niezdarne z jego strony. 

-Wasze kawy-George, szef moich ochroniarzy, goryl numer jeden jak lubię go nazywać, stawia na naszym stoliku plastikowe kubki z zimnymi cieczami, a następnie odchodzi do stolika, przy którym siedzą jego kumple i od czasu do czasu sprawdzają teren swoimi przenikliwymi spojrzeniami. 

Biorę drobny łyk swojego napoju przez zieloną słomkę, obserwując jak mój towarzysz nieśmiało bierze mały łyk swojego napoju, patrząc na niego od góry. Ta niezręczna cisza powoli zaczyna mnie przytłaczać. Niegdyś buzie nie zamykały nam się ani na sekundę, cały czas mieliśmy sobie coś do przekazania... A teraz trudno nam jest nawet złapać kontakt wzrokowy? Co jest z nami nie tak?! 

-P-przepraszam-przenoszę wzrok, który przez cały czas miałam wbity w mojego przyjaciela, na parę lat starszą ode mnie kobietę, która kurczowo trzyma za małą dłoń dziewczynki, której błękitne oczy nie spuszczają mojej osoby ani na sekundę.-Moja córeczka uwielbia pani piosenki, czy mogę zrobić wam zdjęcie?-pyta skromnie, na co uśmiecham się tak szeroko, jak tylko potrafię. 

-Oczywiście, z chęcią zrobimy sobie z pani córką zdjęcie!-odpowiadam przekonująco, wyciągając ramiona do małej kluseczki, która puszcza dłoń swojej mamusi, wyciągając ramiona w moim kierunku. 

Wciągam ją na swoje kolana, mówiąc radośnie "Cześć", na co uśmiecha się uśmiechem z niepełnym uzębieniem, cicho piszcząc z radości. Pochylam się nad nią, kładąc podbródek na jej ramieniu, głowę zbliżając jak najbliżej jej. Kątem oka spostrzegam lekko zawstydzonego tą sytuacją Justina, który wolno popija swoje zamówienie. 

-Dołącz do nas-proszę go, przez co zaczyna krztusić się akurat przełykanym napojem, otwierając przy tym szeroko powieki. 

-Ja?-pyta dla upewnienia, na co potakuję z drobnym uśmiechem. 

Niepewnie wstaje ze swojego miejsca, podchodząc do kanapy, na której siedzę razem z małą dziewczynką. Kuca przy moich nogach, chwytając dla bezpieczeństwa za moje nagie kolano, niemrawo unosząc kąciki warg ku górze. Uśmiecham się najszerzej jak potrafię, patrząc w stronę aparatu mamy dziewczynki, która wykonuje nam serię zdjęć. 

-Dziękuję, to naprawdę wiele dla nas znaczy-komunikuje mama, zabierając swoje dziecko z moich kolan. 

Macham im na pożegnanie, przesyłając buziaka w stronę zawstydzonej śliczności, która stara się skryć za ręką swojej mamy. Przenoszę wzrok z powrotem na Justina, który powrócił na swoje miejsce oraz zajął się dalszą konsumpcją swojego napoju. Nie wygląda na zadowolonego. 

-Hej-zagaduję cicho, kładąc dłoń na jego dłoni. Spogląda na mnie lekko przybity.-Przecież nikt nie dowie się kim tak naprawdę jesteś... 

*** 

Zamykam za sobą drzwi wejściowe, wzdychając z ulgą, gdy wysokie szpilki, które tkwiły na moich stopach cały dzień, w końcu z nich zniknęły, a moje bose stopy powitał chłód kafelek. Radosny uśmiech nie znika z mojej twarzy odkąd tylko pożegnałam się z Justinem po raz ostatni tego wieczoru. Po incydencie z małą dziewczynką i jej mamą oraz poważnej rozmowie na ten temat, Justin przyjął to już bardziej "na luzie" i nawet sam dołączał do zdjęć, które wykonywałam sobie z fanami. W drodze powrotnej do mojego i Rickiego domu przejrzałam Twittera, gdzie odnalazłam mnóstwo komentarzy na temat mój i Justina. Zazwyczaj były to Tweety osób, które widziały nas osobiście i pisały jak my to nie wyglądamy razem uroczo bądź jakimi to my nie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. 

Wykonałam screena jednego z takowych Tweetów i wysłałam je do Jennifer, podpisując "O takie coś Ci chodziło?", lecz do teraz nie uzyskałam od niej odpowiedzi. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy i wziąć odprężającą kąpiel po całym dniu. Już w drodze do łazienki zaczynam zdejmować z siebie ubrania, a gdy staję w progu pomieszczenia, pozostaję całkowicie naga, taka, jaką stworzył mnie Bóg. Odkręcam złote pokrętło, wpuszczając do zakorkowanej wanny gorącą wodę oraz wrzucając kulkę do kąpieli o zapachu lawendy, dzięki której woda zamienia ubarwienie na jasny fiolet, a w powietrzu unosi się zapach kwiatu lawendy. Tak, tego mi właśnie potrzeba... 

*** 

Po odprężającej kąpieli, która trwała około pół godziny, opuszczam progi łazienki owinięta wyłącznie w puszysty, beżowy ręcznik. Kieruję swe kroki w kierunku sypialni, którą dzielę ze swoim chłopakiem. Zastaję tam pustkę i ciszę jak w reszcie pomieszczeń w tym domu. Zapalam diamentowy żyrandol, który zdobi smutny, biały sufit. Jasność nastaje w całym pomieszczeniu, dzięki czemu wiem już co i jak. Na sam początek przebieram się w rzeczy do spania, takie jak satynowa koszulka na ramiączka oraz zwykłe, materiałowe figi, a następnie rzucam się ze zmęczenia na sam środek łoża małżeńskiego. Zanim wchodzę pod kołdrę, sięgam po swój telefon, aby upewnić się, że nic przez ten czas się nie wydarzyło. Lecz niestety jak zwykle, poszło nie po mojej myśli... 

Od: Jennifer 
"No to mamy przechlapane." 
Oraz dołączony screen profilu Seleny Gomez na Instagramie, gdzie na zdjęciu widnieje ona w towarzystwie Andrew oraz Justina, między ich dwójką, obejmując ich karki, podczas gdy oni obejmują jej talię. 

I to nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że oznaczyła ich dwójkę, tym samym zdradzając ich tożsamość...
~*~
Proszę o komentarze, aby jakkolwiek zmotywować do dalszego pisania! 

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 4. + PRZEPROSINY

Justin's POV 

Jasne, dzienne światło padające przez duże okiennice do wnętrza pomieszczenia, w tym wprost na mój prawy profil, powoduje, iż dalsze spełnianie marzeń w przepięknym śnie jest niemożliwe. Jęczę w puszystą poduszkę, gdy niesamowity ból rozprzestrzeniania się na całej powierzchni mojej głowy. Suchość w gardle wyłącznie upewnia mnie w tym, iż jest to kac... A jak to powiadają "Kac morderca nie ma serca". Och, zdecydowanie się z tym zgadzam... 

Biorę głęboki wdech, marszcząc brwi, gdy wyczuwam nieznany mi dotąd zapach proszku do prania, którym pachnie poszewka poduszki, na której spoczywa moja głowa. Otwieram gwałtownie powieki, od razu tego żałując przez palące słońce padające wprost na nieprzygotowane na to gałki oczne. Z powrotem zamykam oczy, licząc w głowie do dziesięciu, a następnie ponawiam próbę otworzenia oczu, tym razem z pozytywnym zakończeniem. 

Od razu w oczy rzuca mi się kolor ścian. Są one pomalowane na kolor café latte. Następnie duże, trzyskrzydłowe okno z widokiem na odległe Los Angeles, zieleń oraz piaszczyste pagórki. Powoli przewracam się z brzucha na plecy, zauważając, iż leżę na królewskich rozmiarów łożu, okryty do połowy śnieżnobiałą kołdrą. Do tego leżę również pół nagi, wyłącznie w bokserkach. Okej, co się wczoraj wydarzyło i co to za miejsce?! 

Czuję nagły skręt żołądka, a wcześniej spożyty alkohol z powrotem wraca do mojego przełyku. Zakrywam dłonią wargi, panicznie rozglądając się za czymś, gdzie spokojnie będę mógł opróżnić swój żołądek, lecz nic takiego nie rzuca mi się w oczy, przez co po prostu wychylam twarz poza brzeg łóżka, na podłodze znajdując dużą miskę na pranie, w której parę sekund później ląduje wczorajszy alkohol oraz jedzenie. Wymęczony naturalnym czyszczeniem zawartości żołądka, ponownie pokładam się płasko na plecach, patrząc w śnieżnobiały sufit, który skąpany jest w promieniach słonecznych. 

-Oczywiście, idź i gładź jego plecy, gdy będzie wymiotował na Twoją ulubioną pościel, życzę miłej zabawy!-patrzę w kierunku wysokich, dwuskrzydłowych drzwi pomalowanych białą farbą, ze złotymi klamkami, gdy zgłuszony krzyk dociera do moich uszu. 

Chwilę później klamka powoli opada pod naciskiem osoby po drugiej stronie drzwi, która również delikatnie pcha drzwi do wnętrza pomieszczenia, w którym się znajduję. Przez uchylony skrawek mogę spostrzec, iż jest to nikt inny jak moja pierwsza, prawdziwa miłość- Ariana. Wstrzymuję oddech, gdy również na mnie patrzy, zauważając, iż już nie śpię. Otwiera szerzej drzwi, ukazując się całkowicie. Ubrana jest w słodkie onesie błękitnego jednorożca z białym brzuszkiem oraz pudrowo-różowymi łatami. Nie ma na twarzy ani grama makijażu, włosy skryte są pod kapturem z rogiem, a jej małe stópki są bose, tak jak lubi najbardziej. 

-Dzień dobry-uśmiecha się nieśmiało, wybudzając mnie ze snu na jawie. Zamykam wargi, które nieświadomie same uchylają się na jej widok, cicho odchrząkując. 

-Dzień dobry-odpowiadam niepewnie, po raz kolejny rozglądając się po wnętrzu przestronnego pomieszczenia, na koniec skupiając swój wzrok na niej.-Co ja tutaj robię?-pytam z mało inteligentnym wyrazem twarzy, powodując u niej cichy napad śmiechu, na którego dźwięk kąciki warg same pną się ku górze. 

-O ile wzrok mnie nie myli, to leżysz-odpowiada z przekąsem, przez co czuję się delikatnie zażenowany.-A tak na poważnie, wczoraj upiłeś się w trzy dupy, a ja, jako dobra przyjaciółka, przyszłam Ci z odsieczą-tłumaczy, lecz nie mam możliwości nic jej odpowiedzieć przez kolejny ścisk żołądka. 

Po raz kolejny tego poranka wychylam się poza granice łóżka, otwierając usta, z których ulatuje rzadka substancja. Słyszę jak jej drobne stópki obijają się od drewnianą podłogę, gdy biegnie w moim kierunku, wskakując na materac łóżka za moimi plecami, zaczynając okrężnymi ruchami dłoni gładzić moje nagie plecy. Sprawia to, iż po raz kolejny zaczynam wymiotować, lecz dzięki temu czuję się o wiele lepiej. 

-Dziękuję-mamroczę przemęczonym tonem głosu, nadal pochylając się nad miską, tak na wszelki wypadek. 

-Nie ma za co. W końcu od tego są przyjaciele, co? 

*** 

Ariana's POV 

Nazywając Justina swoim przyjacielem, czułam się... Dziwnie. Nigdy nie przypuszczałam, że takie określenie jego osoby padnie z moich ust. Zaskakująco, Justin nijak zareagował na taki tytuł, co w sumie mnie zadowala, ponieważ najwyraźniej on również uważa nas za przyjaciół. Po serii opróżniania żołądka przez Justina, udało mi się wyciągnąć go z łóżka w pretekście pokazania mu domu. Tak naprawdę nie chciałam zbyt długo przebywać z nim sam na sam, do tego, gdy mój obecny chłopak kręci się tuż gdzieś za ścianą. 

-A to jest kuchnia-przedstawiam kolejne pomieszczenie, w którego progi wkraczamy, na co Justin przytakuje z zachwytem, rozglądając się po każdym jego zakątku. 

-Twój dom jest... Niesamowity-przyznaje w końcu, gdy zajmuje miejsce przy wysepce kuchennej, a ja zabieram się za przygotowanie pożywnego, lekkiego śniadania dla niego. 

Dziękuję mu nieśmiało pod nosem, wspominając początki naszego związku, gdy jeszcze planowaliśmy wspólną przyszłość. Zawsze w naszych wyobrażeniach był duży, rodzinny dom z małym ogródkiem, który miał być moim zakątkiem oraz jednym koszem do gry dla niego i naszego syna. Mieliśmy mieć dwójkę, góra trójkę, dzieci oraz małego szczeniaczka, który dorastałby razem z nimi. Mieliśmy być kochającą się, wspierającą rodziną, a będąc sam na sam z nim, jako moim mężem, mieliśmy zachowywać jak najdrożsi kochankowie. No właśnie, mieliśmy... Teraz to już tylko wspomnienia, które wątpię, aby po raz kolejny odnalazły światło dzienne. 

-Smacznego-życzę, gdy stawiam przed nim talerz z kromką pełnoziarnistego chleba z grubą warstwą chudego twarogu oraz paroma kroplami miodu, tabletką na ból głowy oraz szklanką chłodnej, źródlanej wody. 

Dziękuje mi pod nosem, niepewnie zabierając się za spożycie przygotowanego przeze mnie śniadania. Mimo, iż osobiście jestem weganką, to posiadam w swojej lodówce produkty pochodzenia zwierzęcego ze względu na Rickiego, który zrezygnował z mięsa, lecz innych zmian nie chciał przyjąć. A gdy już mowa o Ricky'm... Ciekawe gdzie on się podziewa. 

-Och, widzę, że już okupujecie kuchnię!-o wilku mowa. Podpieram wyprostowane ramiona na jednym z blatów, na którym przygotowałam Justinowi śniadanie, spuszczając twarz w dół.-Miło mi Cię poznać, jestem Ricky, chłopak Ariany-wita się z, zapewne, zdziwionym ciemnym blondynem, a jego słowa aż ociekają sarkazmem. Do tego, specjalnie podkreśla słowo 'chłopak', co już jest lekko nie na miejscu. 

-Justin-mamrocze nieśmiało Bieber.-Przyjaciel Ariany-również to podkreśla, na co diametralnie unoszę twarz ku górze, przyglądając się szeroko otwartymi oczami szafce, która zawieszona jest akurat na ich wysokości. Cholera, powiedział to... Przyznał, że to tylko przyjaźń... 

*** 

Stos czasopism damskich oraz dla nastolatek ląduje z cichym hukiem na blacie dębowego biurka, na co podskakuję w swoim fotelu, kuląc ramiona oraz spuszczając głowę, aby w połowie rozpuszczone włosy zakryły większość część twarzy. 

-Czy możesz mi wytłumaczyć co to jest?!-głos managerki rozchodzi się echem po gabinecie, w którym przebywamy, trafiając do mnie ze zdwojoną siłą. 

Nieśmiało unoszę wzrok na okładkę czasopisma dla nastolatek, zastając tam zdjęcie moje i Justina z wczorajszej nocy. Ja ze spuszczoną głową, tak, aby włosy skryły moją twarz oraz nieprzytomny już Justin uwieszony na moim ramieniu. Przegryzam dolną wargę, nieśmiało unosząc wzrok na złą managerkę, która karci mnie swoim matczynym wzrokiem. 

-Nie po to pracuję na Twój wizerunek, abyś psuła go w jeden wieczór!-karci moją osobę. 

-Nic przecież nie zrobiłam-stwierdzam zgodnie z prawdą, słabo wzruszając ramionami, na co kobieta przede mną prycha. 

-Złotko, chyba muszę Ci coś uświadomić-stwierdza tajemniczym mamrotaniem.-To nie jest już Twoja Kanada. Teraz jesteś w Kalifornii, do tego wybrałaś taki zawód, a nie inny i każdy Twój ruch będzie teraz monitorowany. Co z tego, że ja i Ty wiemy, że nie zrobiłaś nic złego, skoro oni mają swoją rację, której słucha się większość społeczeństwa?-uświadamia mi dosadnie. Ma rację. Ma całkowitą rację! 

-I co ja mam teraz zrobić?-jąkam spanikowana, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. 

-Najlepiej będzie jak zaczniesz się spotykać z tym chłopakiem częściej, ale nie zbyt często i wytłumaczysz im, że jesteście tylko przyjaciółmi. Jest to możliwe?-pyta, unosząc jedną ze swoich wyregulowanych brwi. 

-T-tak, wydaję mi się, że tak-jąkam w odpowiedzi, w głowie przeprowadzając wojnę między argumentami za i przeciw. Oczywiście, tych drugich uzbierało się więcej, lecz w tym świecie nie należy kierować się zdrowym rozsądkiem — trzeba najpierw zająć się swoim dobrem, aby później móc pomóc innym...
~*~
Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam za to, że tak długo musieliście czekać na rozdział! :(
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie oprócz tego, iż zaczęła się szkoła, dla mnie kompletnie nowa, i chcę już od samego początku wykazać się w niej jak najlepiej potrafię, co wiąże się niestety z brakiem wolnego czasu!
Mam nadzieję, że pomimo mojej nieobecności pozostała choć garstka osób, dla których mogę w dalszym ciągu pisać to ff. Postaram się, aby następny rozdział (który jest już zaczęty) pojawił się jeszcze na początku następnego tygodnia!